Kędzierzyn Koźle 2011
Fot. Jan Szarwark
Ostatnie zawody w sezonie dryland 2011 odbywały się w niedalekim Kędzierzynie Koźlu. Pojechałem tam po raz czwarty, ale pierwszy raz jako zawodnik ;) Zameldowaliśmy się w piątek, odprawiłem się i resztę wieczoru spędziliśmy w klubowym gronie.
W sobotę rano pojechałem na trasę, okazała się bardzo ciekawa i trudna technicznie jak to zazwyczaj w tym miejscu. Dużo drzew, 19 zakrętów i dystans 4,3km, nie dało się nudzić :) Startowałem ponownie w klasie Scooter 1, było to dobre zakończenie sezonu. Rozgrzałem się trochę, przygotowałem sprzęt i wyprowadziłem pieska. Stawiliśmy się na linię startu punktualnie. Po odliczeniu wyruszyliśmy i już po 200m czekał nas pierwszy trudny zakręt, na którym niektórzy wcześniej mieli atrakcje. Przejechałem go, lecz nie bez problemów, piasek uniemożliwił mi odpowiednie pokonanie go. Tak naprawdę jechałem dosyć asekuracyjnie, gdyż nie było tam w ogóle długiej prostej, co chwilę jakiś zakręt + drzewa :) Trzeba było zwalniać i przyśpieszać cały czas. Minąłem jednego zawodnika który startował przede mną, następnie dotarłem na bardzo ostry zakręt przy którym zatrzymałem się prawie i noga zjechała mi z hulajnogi, lecz na szczęście nie był to jeszcze upadek. Co się odwlecze to nie uciecze, na następnym zakręcie wpadłem na korzeń, podbiło hulajnogę i lekka wywrotka na bok, ale kontrolowana częściowo. Nassi grzecznie poczekał, szczęśliwie nie straciłem zębów ani niczego, jedynie troszkę czasu. Potem było już lepiej, Czarny darł cały czas do przodu, minęliśmy w trudnym odcinku jedną zawodniczkę i pokonaliśmy ostatnie zakręty dość sprawnie. Na metę wpadliśmy z dobrym czasem, zajmując pierwszą lokatę. Piesek był prze szczęśliwy, pan również :) Niestety ta trasa zweryfikowała moje umiejętności jazdy na hulajnodze, jeszcze wiele godzin pracy przede mną, aby poprawić technikę. Większość zakrętów pokonywałem na zaciśniętych hamulcach ;)
Po startach byliśmy na posiłku regeneracyjnym potem umyliśmy się i pojechaliśmy na wieczór mushera. Jak zawsze w Kędzierzynie było naprawdę sympatycznie, atmosfera luźna, gdyż to koniec sezonu ;)
W niedzielę miałem plan aby poprawić czas z pierwszego dnia. Lecz gdy stanąłem na starcie zorientowałem się jaki błąd popełniłem. Nie sprawdziłem sprzętu i okazało się, że uszło dość dużo powietrza z przedniego koła. No cóż było już za późno. Wystartowaliśmy z Nassim i wszystkie zakręty pokonywałem już trochę lepiej do pewnego momentu. Na ostrym zakręcie gdzie wczoraj prawie upadłem, dziś chciałem go pokonać ze zbyt dużą prędkością i źle się to skończyło. Wywrotka plus mój koziołek i zdziwienie Nascara o co chodzi :) Wstałem i chciałem dalej jechać, lecz kierownica była obrócona o 180 stopni i dodatkowo zablokowała się liną. Dosyć długo walczyłem aby to odblokować. Udało się lecz wiedziałem, że trochę tam stałem. Resztę trasy pokonałem bez problemów, pies biegł znakomicie, mimo, że miał trudniej przez tą oponę. Wjechaliśmy na metę i okazało się ponownie, że mamy pierwszy czas przejazdu, mimo że był gorszy od wczorajszego o 38 sekund. Gdy później sprawdziłem na GPS – ie to właśnie tą różnicę mniej więcej straciliśmy na upadku i postoju. Ale ja byłem bardzo zadowolony z Czarnego, biegł bardzo dobrze w obydwa dni, a w drugi dzień było mu mało ;) Wygraliśmy w klasie SC1.
Po startach odbyły się canicrossowe sztafety, nasz klub wystawił jedną. Na pierwszej zmianie Damian, na drugiej Krzyś, a na trzeciej ja. Sztafety zawsze rządzą się swoimi prawami, ostatecznie zajęliśmy 5 miejsce :) Był to ostatni mój bieg w canicrossie w tym sezonie, uważam, że było naprawdę fajnie.
14 Grudzień 2011
W sobotę rano pojechałem na trasę, okazała się bardzo ciekawa i trudna technicznie jak to zazwyczaj w tym miejscu. Dużo drzew, 19 zakrętów i dystans 4,3km, nie dało się nudzić :) Startowałem ponownie w klasie Scooter 1, było to dobre zakończenie sezonu. Rozgrzałem się trochę, przygotowałem sprzęt i wyprowadziłem pieska. Stawiliśmy się na linię startu punktualnie. Po odliczeniu wyruszyliśmy i już po 200m czekał nas pierwszy trudny zakręt, na którym niektórzy wcześniej mieli atrakcje. Przejechałem go, lecz nie bez problemów, piasek uniemożliwił mi odpowiednie pokonanie go. Tak naprawdę jechałem dosyć asekuracyjnie, gdyż nie było tam w ogóle długiej prostej, co chwilę jakiś zakręt + drzewa :) Trzeba było zwalniać i przyśpieszać cały czas. Minąłem jednego zawodnika który startował przede mną, następnie dotarłem na bardzo ostry zakręt przy którym zatrzymałem się prawie i noga zjechała mi z hulajnogi, lecz na szczęście nie był to jeszcze upadek. Co się odwlecze to nie uciecze, na następnym zakręcie wpadłem na korzeń, podbiło hulajnogę i lekka wywrotka na bok, ale kontrolowana częściowo. Nassi grzecznie poczekał, szczęśliwie nie straciłem zębów ani niczego, jedynie troszkę czasu. Potem było już lepiej, Czarny darł cały czas do przodu, minęliśmy w trudnym odcinku jedną zawodniczkę i pokonaliśmy ostatnie zakręty dość sprawnie. Na metę wpadliśmy z dobrym czasem, zajmując pierwszą lokatę. Piesek był prze szczęśliwy, pan również :) Niestety ta trasa zweryfikowała moje umiejętności jazdy na hulajnodze, jeszcze wiele godzin pracy przede mną, aby poprawić technikę. Większość zakrętów pokonywałem na zaciśniętych hamulcach ;)
Po startach byliśmy na posiłku regeneracyjnym potem umyliśmy się i pojechaliśmy na wieczór mushera. Jak zawsze w Kędzierzynie było naprawdę sympatycznie, atmosfera luźna, gdyż to koniec sezonu ;)
W niedzielę miałem plan aby poprawić czas z pierwszego dnia. Lecz gdy stanąłem na starcie zorientowałem się jaki błąd popełniłem. Nie sprawdziłem sprzętu i okazało się, że uszło dość dużo powietrza z przedniego koła. No cóż było już za późno. Wystartowaliśmy z Nassim i wszystkie zakręty pokonywałem już trochę lepiej do pewnego momentu. Na ostrym zakręcie gdzie wczoraj prawie upadłem, dziś chciałem go pokonać ze zbyt dużą prędkością i źle się to skończyło. Wywrotka plus mój koziołek i zdziwienie Nascara o co chodzi :) Wstałem i chciałem dalej jechać, lecz kierownica była obrócona o 180 stopni i dodatkowo zablokowała się liną. Dosyć długo walczyłem aby to odblokować. Udało się lecz wiedziałem, że trochę tam stałem. Resztę trasy pokonałem bez problemów, pies biegł znakomicie, mimo, że miał trudniej przez tą oponę. Wjechaliśmy na metę i okazało się ponownie, że mamy pierwszy czas przejazdu, mimo że był gorszy od wczorajszego o 38 sekund. Gdy później sprawdziłem na GPS – ie to właśnie tą różnicę mniej więcej straciliśmy na upadku i postoju. Ale ja byłem bardzo zadowolony z Czarnego, biegł bardzo dobrze w obydwa dni, a w drugi dzień było mu mało ;) Wygraliśmy w klasie SC1.
Po startach odbyły się canicrossowe sztafety, nasz klub wystawił jedną. Na pierwszej zmianie Damian, na drugiej Krzyś, a na trzeciej ja. Sztafety zawsze rządzą się swoimi prawami, ostatecznie zajęliśmy 5 miejsce :) Był to ostatni mój bieg w canicrossie w tym sezonie, uważam, że było naprawdę fajnie.
14 Grudzień 2011
Mikołów 2011
Fot. Anna Kawala Konik
Po wszystkich ważnych imprezach w tym sezonie postanowiłem wystartować za zawodach Pucharu Polski w Mikołowie. Tym razem ścigałem się w klasie Scooter 1, dałem odpocząć nogom, a także pozwoliłem się rozpędzić mojemu psu :)
Przyjechaliśmy jak zawsze w piątek, odebraliśmy numery i obejrzeliśmy godziny o których startujemy. Następnego dnia nad ranem dotarliśmy na stake out. Od razu pojechałem na rowerze na trasę. Miała 5,2km, raczej szybka, twarde i ostre podłoże, w wielu miejscach leżał żwir. Po lekkiej rozgrzewce i napojeniu psa ustawiliśmy się na starcie. Niestety chwilkę wcześniej miałem niefortunny wypadek, smycz wyśliznęła mi się z ręki. Na szczęście nic się nie stało, Nascar szybko wrócił do mnie :) Pies naprężył linę i czekał na komendę. Po odliczeniu wystartowaliśmy, pierwsza prosta, dwa zakręty i wypadało się na drogę przy polu. Rozpędziliśmy się dosyć mocno, przy trasie widziałem naprawdę wielu fotografów. Po 1 kilometrze dogoniliśmy następnego zawodnika, który startował przed nami. Wymijanie bezproblemowe, Nassi darł do przodu nie zwracając uwagi na nikogo. Pokonaliśmy sprawnie kilka ostrych zakrętów, mostek, i wyjechaliśmy na szeroką szutrową drogę na granicy lasu. Starałem się tak odpychać aby nie szarpać liną, to było dla mnie najważniejsze. Po 4 km minąłem naraz 3 zaprzęgi z klasy C2, na szczęście było szeroko, więc obyło się bez problemów. Czarny biegł znakomicie, starał się wybierać najlepszą drogę. Wpadliśmy na metę, Nassi zmęczony, ja niezbyt :) Jednak canicross to o wiele cięższa praca. Podziękowałem pieskowi, zdjąłem szelki i wróciliśmy do auta. Po chwili Czarny zaczął szczekać, był gotowy do następnego biegu :) Sprawdziłem wyniki i okazało się, że wykręciliśmy bardzo dobry czas, uzyskaliśmy średnią około 32km/h i ulokowaliśmy się na pierwszym miejscu.
W niedzielę zawody rozpoczynały się godzinę wcześniej. Sprawdziłem łapy Nascara i okazało się, że są w dobrym stanie, mimo, że od początku sezonu mam z nimi problem. Trasa spowodowała kilka kontuzji u psów innych musherów. Dzisiaj już nie popełniłem wczorajszego błędu na linii startu :) Wyruszałem jako pierwszy w klasie SC1. Szybko poradziliśmy sobie z pierwszymi zakrętami, na lekkim zjeździe dogoniliśmy zaprzęg złożony z 4 psów, lecz Nascar chyba nawet nie zauważył :) Byłem zadowolony z tego, że zakręty pokonywałem na większej prędkości, oznaczało to, że technika idzie do góry. Po drodze wyprzedziliśmy jeszcze 2 zaprzęgi, wypadliśmy na szeroką prostą, gdzie zauważyliśmy kolejny zaprzęg. Mijanka, dwa zakręty, długa prosta i zameldowaliśmy się na mecie. Mimo, że było cieplej, czas był tylko o sekundę gorszy niż wczoraj. Byłem bardzo zadowolony, pies pracuje równo w obydwa dni, to dobry znak.
Ponownie uzyskaliśmy najlepszy czas przejazdu w naszej klasie i po dwóch dniach uzbieraliśmy dużą przewagę nad kolejnymi zawodnikami. Po wszystkich startach poszliśmy na posiłek regeneracyjny i na zakończenie zawodów, po czym wróciliśmy do domu.
Zawody jak najbardziej udane, dziękuję wszystkim za wspaniałą atmosferę i dobre ściganie :) Zostały jeszcze ostatnie zawody w sezonie dryland w Kędzierzynie Koźlu.
13 Grudzień 2011
Przyjechaliśmy jak zawsze w piątek, odebraliśmy numery i obejrzeliśmy godziny o których startujemy. Następnego dnia nad ranem dotarliśmy na stake out. Od razu pojechałem na rowerze na trasę. Miała 5,2km, raczej szybka, twarde i ostre podłoże, w wielu miejscach leżał żwir. Po lekkiej rozgrzewce i napojeniu psa ustawiliśmy się na starcie. Niestety chwilkę wcześniej miałem niefortunny wypadek, smycz wyśliznęła mi się z ręki. Na szczęście nic się nie stało, Nascar szybko wrócił do mnie :) Pies naprężył linę i czekał na komendę. Po odliczeniu wystartowaliśmy, pierwsza prosta, dwa zakręty i wypadało się na drogę przy polu. Rozpędziliśmy się dosyć mocno, przy trasie widziałem naprawdę wielu fotografów. Po 1 kilometrze dogoniliśmy następnego zawodnika, który startował przed nami. Wymijanie bezproblemowe, Nassi darł do przodu nie zwracając uwagi na nikogo. Pokonaliśmy sprawnie kilka ostrych zakrętów, mostek, i wyjechaliśmy na szeroką szutrową drogę na granicy lasu. Starałem się tak odpychać aby nie szarpać liną, to było dla mnie najważniejsze. Po 4 km minąłem naraz 3 zaprzęgi z klasy C2, na szczęście było szeroko, więc obyło się bez problemów. Czarny biegł znakomicie, starał się wybierać najlepszą drogę. Wpadliśmy na metę, Nassi zmęczony, ja niezbyt :) Jednak canicross to o wiele cięższa praca. Podziękowałem pieskowi, zdjąłem szelki i wróciliśmy do auta. Po chwili Czarny zaczął szczekać, był gotowy do następnego biegu :) Sprawdziłem wyniki i okazało się, że wykręciliśmy bardzo dobry czas, uzyskaliśmy średnią około 32km/h i ulokowaliśmy się na pierwszym miejscu.
W niedzielę zawody rozpoczynały się godzinę wcześniej. Sprawdziłem łapy Nascara i okazało się, że są w dobrym stanie, mimo, że od początku sezonu mam z nimi problem. Trasa spowodowała kilka kontuzji u psów innych musherów. Dzisiaj już nie popełniłem wczorajszego błędu na linii startu :) Wyruszałem jako pierwszy w klasie SC1. Szybko poradziliśmy sobie z pierwszymi zakrętami, na lekkim zjeździe dogoniliśmy zaprzęg złożony z 4 psów, lecz Nascar chyba nawet nie zauważył :) Byłem zadowolony z tego, że zakręty pokonywałem na większej prędkości, oznaczało to, że technika idzie do góry. Po drodze wyprzedziliśmy jeszcze 2 zaprzęgi, wypadliśmy na szeroką prostą, gdzie zauważyliśmy kolejny zaprzęg. Mijanka, dwa zakręty, długa prosta i zameldowaliśmy się na mecie. Mimo, że było cieplej, czas był tylko o sekundę gorszy niż wczoraj. Byłem bardzo zadowolony, pies pracuje równo w obydwa dni, to dobry znak.
Ponownie uzyskaliśmy najlepszy czas przejazdu w naszej klasie i po dwóch dniach uzbieraliśmy dużą przewagę nad kolejnymi zawodnikami. Po wszystkich startach poszliśmy na posiłek regeneracyjny i na zakończenie zawodów, po czym wróciliśmy do domu.
Zawody jak najbardziej udane, dziękuję wszystkim za wspaniałą atmosferę i dobre ściganie :) Zostały jeszcze ostatnie zawody w sezonie dryland w Kędzierzynie Koźlu.
13 Grudzień 2011
Mistrzostwa Świata IFSS Off Snow Borken 2011
Fot. Joanna Wiśniewska
Ciężko mi się zebrać do pisania relacji, ponieważ to trzeba przeżyć samemu :)
Po powrocie z Mistrzostw Polski zrobiłem jeszcze 3 treningi + 1 trening Nascara. Wyjechaliśmy w czwartek rano, przed nami było ponad 1000km drogi. Po długiej i męczącej podróży udało się nam dotrzeć do małego miasteczka w Niemczech. Przyjechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się. Następnego dnia przybyliśmy na stake out, gdzie spotkaliśmy innych Polaków. Odprawa, przejście trasy i rozmowy w miłym towarzystwie :) O godzinie 17 rozpoczęła się uroczysta ceremonia otwarcia, zostało wygłoszone przemówienie oraz wszyscy zapoznali się z listą startową.
W sobotę rano zameldowaliśmy się na stake oucie wcześnie rano, gdyż startowałem jako jeden z pierwszych Polaków. Porządna rozgrzewka, przygotowanie psa i już stałem na linii startu w wytaśmowanym korytarzu. Nascar grzecznie czekał, było bardzo zimno, lecz przy odliczaniu nic nie czuliśmy. Adrenalina zrobiła swoje. 3..2..1.. i pobiegliśmy ile sił w łapach i nogach. Początek w taśmach, następnie 2 zakręty w lewo i wbiegliśmy w lasek, później pole z dużą ilością piasku i ponownie wbiegało się w las. Trzeba było odpowiednio wybierać tor biegu, ponieważ na środku był piasek, który skutecznie utrudniał bieg. W pewnym momencie wbiegaliśmy na płyty betonowe, 2 zakręty w lewo po 90 stopni, krótka prosta i wybiegliśmy przy stake oucie. Był to dobry sprawdzian dla psów, gdyż było widać wszystko, biegliśmy wzdłuż ogrodzenia, mijaliśmy sporą liczbę fotografów i kibiców po drodze. W czasie mojego biegu z Nassim, udało się minąć kilka osób z poprzedniej klasy. Przybiegliśmy na metę, podziękowałem Nascarowi za wspaniałą współpracę . Było świetnie :) Pracowaliśmy w pełnym skupieniu, ustrzegliśmy się błędów. Wolimy znacznie dłuższe trasy, lecz czas uzyskany na 2,5km był bardzo dobry. Udało się nam złamać 6minut a dokładnie 5:55min.
Wśród juniorów uzyskaliśmy 1 czas, wśród seniorów jak się potem okazało również :) Była to dobra wiadomość, oznaczało to, że mimo wcześniejszego skręcenia jesteśmy w formie.
Wieczorem tradycyjnie pojechaliśmy na wieczór mushera, zjedliśmy naprawdę smaczny posiłek, powymienialiśmy się doświadczeniami z trasy i wróciliśmy do domu.
Następnego dnia zaskoczyła nam mgła, trudno było się rozgrzać, ponieważ było jeszcze zimniej niż w sobotę. W swojej klasie startowałem jako pierwszy po uzyskanym wyniku z wczoraj. Wystartowaliśmy i pokonaliśmy tą samą trasę w bardzo podobnym czasie. Po drodze ponownie mijaliśmy kilka kobiet z klasy, która zaczynała się przed nami, lecz Nascar nie zwracał uwagi na nic. Biegliśmy z pewnym zapasem sił, mocno ale nie na 100 %, ponieważ byłem przekonany aż do samego miejsca rozwidlenia, że biegniemy w drugi dzień na dłuższą trasę. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy, ponownie uzyskaliśmy z Czarnym najlepszy czas i zostaliśmy Mistrzami Świata w canicrossie w klasie junior 2! Na 2 miejscu stanął zawodnik z Rosji – Sergey Petrov, a na najniższym stopniu podium Szwajcar – Yann Fankhauser. Niestety nie dało się porównać wyników z seniorami, ponieważ oni mieli trasę niecałe 5km.
Po wszystkich startach przyszedł czas na konkurencję przynoszącą najwięcej emocji, a mianowicie sztafety canicrossowe. Na pierwszej zmianie startował Maciek Bierczak, na drugiej Krzysiek Paluch a na ostatniej ja z Nascarem. Każdy biegł trasę 2,5km. W końcu dobry dystans dla sztafet :)
Nie da się opisać tego co tam się działo, krzyki, emocje, adrenalina, każdy dawał z siebie wszystko co mógł. Po 1 zmianie byliśmy na 3 miejscu, na drugiej zmianie spadliśmy na 4. Wiedziałem, że wszyscy liczą na mnie. Po klepnięciu Krzysia wyrwaliśmy z Nassim próbując dogonić Francuza Sebastiena Spehlera, który wygrał wśród seniorów w canicrossie. Udało nam się to szybko, wyprzedziliśmy go i uciekaliśmy najszybciej jak potrafiliśmy, tzn. jak ja potrafiłem :) Po drodze udało się wyminąć zawodniczkę z Belgii i jakieś 500m przed metą zauważyłem Petra Fochlera, który startował jako ostatni w czeskiej sztafecie z naprawdę dużą przewagą. Zabrakło dosłownie 200m. Zajęliśmy 2 miejsce i zdobyliśmy tytuł V-ce Mistrza Świata w sztafetach. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy, naprawdę. A Nassi zdziwiony, że znowu tak krótko, zastanawiam się czy on się w ogóle męczy :)
Podsumowując udało się nam zdobyć złoty medal w canicrossie wśród juniorów oraz srebrny medal w sztafetach. Piesek spisał się znakomicie, pracował bardzo mocno i równo przez całą trasę, nie oglądał się za innymi psami, czy ludźmi, bezproblemowo mijaliśmy innych zawodników. Gdyby nie on to nigdzie bym nie zaszedł. Jestem naprawdę dumny z niego. Nascar pokazuje, że nie trzeba kupować psa za parę tysięcy ani nie trzeba jakichś specjalistycznych planów treningowych, żeby biegać na bardzo wysokim poziomie. Wystarczy odpowiednia nauka w młodości, socjalizacja, cierpliwość, trening i żelazne reguły, których trzeba przestrzegać.
Dziękuję wszystkim którzy ze mną byli w trudnych chwilach, wspomagali mnie, doradzali oraz umożliwili mi wyjazd na MŚ. Te zawody uważam za bardzo udane, świetnie się bawiłem :) Dziękuję również wielu osobom za pomoc na miejscu i nie tylko.
Niestety muszę powiedzieć o pewnych rzeczach które mi się bardzo nie podobały.
Zaczynając od Polskiego Związku Sportu Psich Zaprzęgów, który okazał się niepoważną instytucją oraz Team Lidera w osobie prezesa tego związku, który tak naprawdę chyba nie wiedział za dużo co się dzieje. Ponad miesiąc przed zawodami zostało wysłane pismo iż chciałbym wystartować w klasie seniorskiej, lecz nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. Również w piątek, dzień przed startami poinformowałem osobiście Team Lidera, że chciałbym wystartować w innej klasie, nic nie załatwił. Jak się później okazało była taka możliwość, jeśli odpowiednie osoby poinformowałyby o tym zarząd IFSS. Trzeba do tego dodać brak informacji o istniejących zasadach, przepisach o których powinien powiedzieć nam Team Lider, którego nie widziano na zabraniach. Informacji o sztafecie, czy dystansach dowiadywaliśmy się zawodników z innych krajów. Drugiego dnia będąc już na trasie, nagle dowiedziałem się, że biegniemy na tą samą krótką trasę co w Sobotę. A w programie zawodów było inaczej, nikt nie wiedział o zmianie.
Jeśli chodzi o organizatorów zawodów, to również mogę powiedzieć, że dali plamę. Mimo, że trasa była oznaczona świetnie, to zmienianie dystansów w trakcie zawodów jest niepoważne, gdy wszyscy przygotowują się na określoną długość trasy. W I dzień zaraz po canicrossie, który startował na samym początku, zaczęło się robić niebezpiecznie ciepło. Wystartowały 4-ki zaprzęgowe, scooter 1 na trasie niecałe 5km. Następnie startował bikejoring na dystansie 8km gdy temperatura była wysoka. Dużo psów ledwo wracało na nogach, a organizator zamiast wcześniej pomyśleć o tym, to po Bikejoringu dopiero skrócił dystans dla 6 i 8 psich zaprzęgów… Niepoważne.
Były 3 wersje wyników, niektórzy nie zgadzali się ze swoimi czasami, brak chipów na MŚ to chyba nieporozumienie. A na drugi dzień dekoracje poszczególnych klas odbywały się w czasie startów, ok tylko nikt o tych dekoracjach nie wiedział, brak informacji, dużo osób nie stanęło na podium bo nie wiedziało. Dekoracje zwycięzców odbywały się bez publikacji wyników w II dzień. Nikt nie wiedział jaki mas czas, nie mógł zgłosić protestu a medale rozdawano. Ostateczne wyniki wywieszono po południu, a większość była z błędami.
Przypomniała mi się organizacja w Sopron na ECF-ie :) A Polskiego Związku nie chce mi się komentować… Szkoda, że takie czasy nastały.
12 Grudzień 2011
Po powrocie z Mistrzostw Polski zrobiłem jeszcze 3 treningi + 1 trening Nascara. Wyjechaliśmy w czwartek rano, przed nami było ponad 1000km drogi. Po długiej i męczącej podróży udało się nam dotrzeć do małego miasteczka w Niemczech. Przyjechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się. Następnego dnia przybyliśmy na stake out, gdzie spotkaliśmy innych Polaków. Odprawa, przejście trasy i rozmowy w miłym towarzystwie :) O godzinie 17 rozpoczęła się uroczysta ceremonia otwarcia, zostało wygłoszone przemówienie oraz wszyscy zapoznali się z listą startową.
W sobotę rano zameldowaliśmy się na stake oucie wcześnie rano, gdyż startowałem jako jeden z pierwszych Polaków. Porządna rozgrzewka, przygotowanie psa i już stałem na linii startu w wytaśmowanym korytarzu. Nascar grzecznie czekał, było bardzo zimno, lecz przy odliczaniu nic nie czuliśmy. Adrenalina zrobiła swoje. 3..2..1.. i pobiegliśmy ile sił w łapach i nogach. Początek w taśmach, następnie 2 zakręty w lewo i wbiegliśmy w lasek, później pole z dużą ilością piasku i ponownie wbiegało się w las. Trzeba było odpowiednio wybierać tor biegu, ponieważ na środku był piasek, który skutecznie utrudniał bieg. W pewnym momencie wbiegaliśmy na płyty betonowe, 2 zakręty w lewo po 90 stopni, krótka prosta i wybiegliśmy przy stake oucie. Był to dobry sprawdzian dla psów, gdyż było widać wszystko, biegliśmy wzdłuż ogrodzenia, mijaliśmy sporą liczbę fotografów i kibiców po drodze. W czasie mojego biegu z Nassim, udało się minąć kilka osób z poprzedniej klasy. Przybiegliśmy na metę, podziękowałem Nascarowi za wspaniałą współpracę . Było świetnie :) Pracowaliśmy w pełnym skupieniu, ustrzegliśmy się błędów. Wolimy znacznie dłuższe trasy, lecz czas uzyskany na 2,5km był bardzo dobry. Udało się nam złamać 6minut a dokładnie 5:55min.
Wśród juniorów uzyskaliśmy 1 czas, wśród seniorów jak się potem okazało również :) Była to dobra wiadomość, oznaczało to, że mimo wcześniejszego skręcenia jesteśmy w formie.
Wieczorem tradycyjnie pojechaliśmy na wieczór mushera, zjedliśmy naprawdę smaczny posiłek, powymienialiśmy się doświadczeniami z trasy i wróciliśmy do domu.
Następnego dnia zaskoczyła nam mgła, trudno było się rozgrzać, ponieważ było jeszcze zimniej niż w sobotę. W swojej klasie startowałem jako pierwszy po uzyskanym wyniku z wczoraj. Wystartowaliśmy i pokonaliśmy tą samą trasę w bardzo podobnym czasie. Po drodze ponownie mijaliśmy kilka kobiet z klasy, która zaczynała się przed nami, lecz Nascar nie zwracał uwagi na nic. Biegliśmy z pewnym zapasem sił, mocno ale nie na 100 %, ponieważ byłem przekonany aż do samego miejsca rozwidlenia, że biegniemy w drugi dzień na dłuższą trasę. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy, ponownie uzyskaliśmy z Czarnym najlepszy czas i zostaliśmy Mistrzami Świata w canicrossie w klasie junior 2! Na 2 miejscu stanął zawodnik z Rosji – Sergey Petrov, a na najniższym stopniu podium Szwajcar – Yann Fankhauser. Niestety nie dało się porównać wyników z seniorami, ponieważ oni mieli trasę niecałe 5km.
Po wszystkich startach przyszedł czas na konkurencję przynoszącą najwięcej emocji, a mianowicie sztafety canicrossowe. Na pierwszej zmianie startował Maciek Bierczak, na drugiej Krzysiek Paluch a na ostatniej ja z Nascarem. Każdy biegł trasę 2,5km. W końcu dobry dystans dla sztafet :)
Nie da się opisać tego co tam się działo, krzyki, emocje, adrenalina, każdy dawał z siebie wszystko co mógł. Po 1 zmianie byliśmy na 3 miejscu, na drugiej zmianie spadliśmy na 4. Wiedziałem, że wszyscy liczą na mnie. Po klepnięciu Krzysia wyrwaliśmy z Nassim próbując dogonić Francuza Sebastiena Spehlera, który wygrał wśród seniorów w canicrossie. Udało nam się to szybko, wyprzedziliśmy go i uciekaliśmy najszybciej jak potrafiliśmy, tzn. jak ja potrafiłem :) Po drodze udało się wyminąć zawodniczkę z Belgii i jakieś 500m przed metą zauważyłem Petra Fochlera, który startował jako ostatni w czeskiej sztafecie z naprawdę dużą przewagą. Zabrakło dosłownie 200m. Zajęliśmy 2 miejsce i zdobyliśmy tytuł V-ce Mistrza Świata w sztafetach. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy, naprawdę. A Nassi zdziwiony, że znowu tak krótko, zastanawiam się czy on się w ogóle męczy :)
Podsumowując udało się nam zdobyć złoty medal w canicrossie wśród juniorów oraz srebrny medal w sztafetach. Piesek spisał się znakomicie, pracował bardzo mocno i równo przez całą trasę, nie oglądał się za innymi psami, czy ludźmi, bezproblemowo mijaliśmy innych zawodników. Gdyby nie on to nigdzie bym nie zaszedł. Jestem naprawdę dumny z niego. Nascar pokazuje, że nie trzeba kupować psa za parę tysięcy ani nie trzeba jakichś specjalistycznych planów treningowych, żeby biegać na bardzo wysokim poziomie. Wystarczy odpowiednia nauka w młodości, socjalizacja, cierpliwość, trening i żelazne reguły, których trzeba przestrzegać.
Dziękuję wszystkim którzy ze mną byli w trudnych chwilach, wspomagali mnie, doradzali oraz umożliwili mi wyjazd na MŚ. Te zawody uważam za bardzo udane, świetnie się bawiłem :) Dziękuję również wielu osobom za pomoc na miejscu i nie tylko.
Niestety muszę powiedzieć o pewnych rzeczach które mi się bardzo nie podobały.
Zaczynając od Polskiego Związku Sportu Psich Zaprzęgów, który okazał się niepoważną instytucją oraz Team Lidera w osobie prezesa tego związku, który tak naprawdę chyba nie wiedział za dużo co się dzieje. Ponad miesiąc przed zawodami zostało wysłane pismo iż chciałbym wystartować w klasie seniorskiej, lecz nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. Również w piątek, dzień przed startami poinformowałem osobiście Team Lidera, że chciałbym wystartować w innej klasie, nic nie załatwił. Jak się później okazało była taka możliwość, jeśli odpowiednie osoby poinformowałyby o tym zarząd IFSS. Trzeba do tego dodać brak informacji o istniejących zasadach, przepisach o których powinien powiedzieć nam Team Lider, którego nie widziano na zabraniach. Informacji o sztafecie, czy dystansach dowiadywaliśmy się zawodników z innych krajów. Drugiego dnia będąc już na trasie, nagle dowiedziałem się, że biegniemy na tą samą krótką trasę co w Sobotę. A w programie zawodów było inaczej, nikt nie wiedział o zmianie.
Jeśli chodzi o organizatorów zawodów, to również mogę powiedzieć, że dali plamę. Mimo, że trasa była oznaczona świetnie, to zmienianie dystansów w trakcie zawodów jest niepoważne, gdy wszyscy przygotowują się na określoną długość trasy. W I dzień zaraz po canicrossie, który startował na samym początku, zaczęło się robić niebezpiecznie ciepło. Wystartowały 4-ki zaprzęgowe, scooter 1 na trasie niecałe 5km. Następnie startował bikejoring na dystansie 8km gdy temperatura była wysoka. Dużo psów ledwo wracało na nogach, a organizator zamiast wcześniej pomyśleć o tym, to po Bikejoringu dopiero skrócił dystans dla 6 i 8 psich zaprzęgów… Niepoważne.
Były 3 wersje wyników, niektórzy nie zgadzali się ze swoimi czasami, brak chipów na MŚ to chyba nieporozumienie. A na drugi dzień dekoracje poszczególnych klas odbywały się w czasie startów, ok tylko nikt o tych dekoracjach nie wiedział, brak informacji, dużo osób nie stanęło na podium bo nie wiedziało. Dekoracje zwycięzców odbywały się bez publikacji wyników w II dzień. Nikt nie wiedział jaki mas czas, nie mógł zgłosić protestu a medale rozdawano. Ostateczne wyniki wywieszono po południu, a większość była z błędami.
Przypomniała mi się organizacja w Sopron na ECF-ie :) A Polskiego Związku nie chce mi się komentować… Szkoda, że takie czasy nastały.
12 Grudzień 2011
Mistrzostwa Polski Lipusz 2011
Fot. Monika Stawowczyk
Po nieprzewidzianej, dwutygodniowej przerwie od biegania i zawodów udało mi się pojechać na odległe Kaszuby, a dokładniej do Lipusza. Odbywały się tam Mistrzostwa Polski w warunkach bezśnieżnych. Po przerwie od canicrossu miałem niedosyt, oraz chciałem się sprawdzić przed nadchodzącymi Mistrzostwami Świata. Po długiej podróży mogliśmy się odprawić w piątkowy wieczór. W sobotę rano sprawdziłem listę startową – miałem dużo czasu gdyż nasza klasa startowała na końcu. Obszedłem trasę i zmierzyłem. Miała 3km, początek po „autostradzie” potem po liściach i korzeniach, a na koniec znowu po autostradzie. Niby szybko, lecz co chwilę albo z górki albo pod górkę.
Startowałem jako trzeci, stanąłem na linii startu i razem z Czarnym czekaliśmy na ostatnie 5 sekund po czym wyrwaliśmy na trasę. Początek cały czas pod górkę, w wąskim korytarzu w taśmach. Biegło mi się dobrze, Nascar pracował bardzo mocno, na zbiegu biegłem trochę ostrożniej niż zawsze, pewnie z powodu niedawnego urazu. Gdy wbiegliśmy na liście starałem się uważnie stawiać nogi, nie było widać co jest pod nimi. Minąłem zawodnika który startował minutę przede mną i skręciłem w prawo na ostatnią, długą prostą do mety. Widząc tabliczkę 800m starałem się jeszcze przyśpieszyć. Wpadłem na metę z dobrym czasem 7:18min. Okazało się, że byłem pierwszy i miałem spokojną przewagę nad kolejnymi zawodnikami. Podziękowałem psu i poszliśmy się rozchodzić. Byłem bardzo zadowolony, po takiej przerwie myślę, że poszło bardzo dobrze. A Nassi jak to on, szybko się zregenerował i był gotowy na dalsze bieganie. Współpraca układa nam się bardzo dobrze :)
Wieczorem poszliśmy na wieczór mushera, odbyło się losowanie nagród i po nim postanowiliśmy przenieść się do naszego domku, aby tam kontynuować imprezę :) Następnego dnia przyjechaliśmy na stake out, sprawdziliśmy o której godzinie startujemy i przygotowaliśmy się do drugiego etapu. Po rozgrzewce, dobrze napoiłem psa i razem z nim stawiliśmy się na starcie. Wyruszyliśmy jako pierwsi na trasę liczącą 3km, według wyników z I dnia. Po drodze mijałem zaciekawionych i spacerujących kibiców, Nascar nie zwracał uwagi na nic, biegł do przodu ile miał sił w łapach. Jako, że za tydzień miałem jechać na Mistrzostwa Świata, postanowiłem biec szybko, ale nie żeby nic nie pamiętać na mecie ;) Uważałem na nogi. Na ostatnich 400m musieliśmy przebiec po rozjeżdżonym piasku przez rowery i zaprzęgi. Wpadliśmy na metę z czasem o sekundę gorszym niż wczoraj. Udało się zdobyć tytuł Mistrza Polski w Canicrossie po raz drugi. Byłem w bardzo dobrym humorze, Nascar był gotowy na nadchodzącą, ważną imprezę a ja mimo iż byłem po kontuzji to pobiegłem w dobrym tempie w obydwa dni. Po startach ponownie rozchodziłem pieska, podziękowałem mu za wspaniałą współpracę, lecz dla niego największą nagrodą jest sam bieg :)
Z powodu braku chętnych nie odbyły się sztafety canicrossowe. Przed zakończeniem spakowaliśmy się i poszliśmy na ceremonię wręczenia nagród. Po wszystkim udaliśmy się w długą podróż do domu. Wraz z Nassim byliśmy gotowi na ściganie się na przyszłych Mistrzostwach Świata w Niemczech.
28 Listopad 2011
Startowałem jako trzeci, stanąłem na linii startu i razem z Czarnym czekaliśmy na ostatnie 5 sekund po czym wyrwaliśmy na trasę. Początek cały czas pod górkę, w wąskim korytarzu w taśmach. Biegło mi się dobrze, Nascar pracował bardzo mocno, na zbiegu biegłem trochę ostrożniej niż zawsze, pewnie z powodu niedawnego urazu. Gdy wbiegliśmy na liście starałem się uważnie stawiać nogi, nie było widać co jest pod nimi. Minąłem zawodnika który startował minutę przede mną i skręciłem w prawo na ostatnią, długą prostą do mety. Widząc tabliczkę 800m starałem się jeszcze przyśpieszyć. Wpadłem na metę z dobrym czasem 7:18min. Okazało się, że byłem pierwszy i miałem spokojną przewagę nad kolejnymi zawodnikami. Podziękowałem psu i poszliśmy się rozchodzić. Byłem bardzo zadowolony, po takiej przerwie myślę, że poszło bardzo dobrze. A Nassi jak to on, szybko się zregenerował i był gotowy na dalsze bieganie. Współpraca układa nam się bardzo dobrze :)
Wieczorem poszliśmy na wieczór mushera, odbyło się losowanie nagród i po nim postanowiliśmy przenieść się do naszego domku, aby tam kontynuować imprezę :) Następnego dnia przyjechaliśmy na stake out, sprawdziliśmy o której godzinie startujemy i przygotowaliśmy się do drugiego etapu. Po rozgrzewce, dobrze napoiłem psa i razem z nim stawiliśmy się na starcie. Wyruszyliśmy jako pierwsi na trasę liczącą 3km, według wyników z I dnia. Po drodze mijałem zaciekawionych i spacerujących kibiców, Nascar nie zwracał uwagi na nic, biegł do przodu ile miał sił w łapach. Jako, że za tydzień miałem jechać na Mistrzostwa Świata, postanowiłem biec szybko, ale nie żeby nic nie pamiętać na mecie ;) Uważałem na nogi. Na ostatnich 400m musieliśmy przebiec po rozjeżdżonym piasku przez rowery i zaprzęgi. Wpadliśmy na metę z czasem o sekundę gorszym niż wczoraj. Udało się zdobyć tytuł Mistrza Polski w Canicrossie po raz drugi. Byłem w bardzo dobrym humorze, Nascar był gotowy na nadchodzącą, ważną imprezę a ja mimo iż byłem po kontuzji to pobiegłem w dobrym tempie w obydwa dni. Po startach ponownie rozchodziłem pieska, podziękowałem mu za wspaniałą współpracę, lecz dla niego największą nagrodą jest sam bieg :)
Z powodu braku chętnych nie odbyły się sztafety canicrossowe. Przed zakończeniem spakowaliśmy się i poszliśmy na ceremonię wręczenia nagród. Po wszystkim udaliśmy się w długą podróż do domu. Wraz z Nassim byliśmy gotowi na ściganie się na przyszłych Mistrzostwach Świata w Niemczech.
28 Listopad 2011
ME ECF Góra Św. Anny 2011
Po tygodniowej rehabilitacji u bardzo dobrego lekarza pojechaliśmy w piątek na Górę Świętej Anny z nadzieją, że uda mi się wystartować na Mistrzostwach Europy. Zameldowaliśmy się w domu pielgrzyma, a następnie odprawiłem się wraz z Nascarem. Wieczorem odbył się przemarsz wszystkich uczestników przez ulice miasta, po nim uroczyste otwarcie w wielkim namiocie.
Następnego dnia po przeanalizowaniu listy startowej postanowiłem się dobrze rozgrzać i sprawdzić stan nogi po tygodniowej przerwie. Niestety już po paruset metrach wiedziałem, że nie dam rady wystartować. Noga bolała podczas zwykłego truchtu, mimo założonego ściągacza. Bieg na tej ciężkiej trasie z psem prawdopodobnie skończyłby się jeszcze większą kontuzją. Moja decyzja nie przyszła mi łatwo, lecz nie widziałem innego rozsądnego wyjścia. Nie wystartowałem.
Było to o tyle trudne, ponieważ ME ECF-u odbywały się w Polsce, lecz nic nie mogłem poradzić na wcześniejszy wypadek. Mimo, że nie pobiegłem w jednych z najważniejszych zawodów w tym sezonie, uważam ten weekend za bardzo udany. Dziękuję wszystkim za wparcie psychiczne i nie tylko. Dzięki przyjaciołom ten weekend był naprawdę fajny, udało mi się również zrobić dwa treningi na rowerze z Nascarem na tej trudnej trasie, spisał się doskonale. Teraz z perspektywy czasu wiem iż podjąłem dobrą decyzję, jestem pewien, że za rok będzie lepiej :)
28 Listopad 2011
Następnego dnia po przeanalizowaniu listy startowej postanowiłem się dobrze rozgrzać i sprawdzić stan nogi po tygodniowej przerwie. Niestety już po paruset metrach wiedziałem, że nie dam rady wystartować. Noga bolała podczas zwykłego truchtu, mimo założonego ściągacza. Bieg na tej ciężkiej trasie z psem prawdopodobnie skończyłby się jeszcze większą kontuzją. Moja decyzja nie przyszła mi łatwo, lecz nie widziałem innego rozsądnego wyjścia. Nie wystartowałem.
Było to o tyle trudne, ponieważ ME ECF-u odbywały się w Polsce, lecz nic nie mogłem poradzić na wcześniejszy wypadek. Mimo, że nie pobiegłem w jednych z najważniejszych zawodów w tym sezonie, uważam ten weekend za bardzo udany. Dziękuję wszystkim za wparcie psychiczne i nie tylko. Dzięki przyjaciołom ten weekend był naprawdę fajny, udało mi się również zrobić dwa treningi na rowerze z Nascarem na tej trudnej trasie, spisał się doskonale. Teraz z perspektywy czasu wiem iż podjąłem dobrą decyzję, jestem pewien, że za rok będzie lepiej :)
28 Listopad 2011
Grey Bikejoring Cup 2011
Fot. Izabela Gettel
Tydzień przed Mistrzostwami Europy postanowiłem sprawdzić się w Canicrossie. Pojechaliśmy na zawody organizowane przez klub Grey. Dotarliśmy na miejsce w piątek, tym razem w składzie: ja + Wiola + Krzyś. W sobotni poranek trafiliśmy na stake out, zarejestrowaliśmy się, odebraliśmy pakiety startowe i poszliśmy zwiedzać trasę. Miała około 4,06km, w większości tworzyły ją single tracki, kilka ostrych zakrętów, podłoże piaszczyste + błoto i liczne koleiny. Starty rozpoczynały się dopiero od 15 więc mieliśmy dużo czasu, który miło spędziliśmy wśród grona zaprzyjaźnionych musherów. Gdy zaczęliśmy się rozgrzewać, zaskoczyły nas intensywne opady deszczu a nawet gradu. Lecz po chwili znów wyszło słońce, to było nagłe oberwanie chmury. W canicrossie startowałem jako pierwszy, byłem ciekaw jak pobiegniemy po przerwie. Gdy nadeszła wyczekiwana chwila ruszyliśmy co sił w nogach i łapach na trasę. Początkowo musieliśmy pokonać kilka ostrych zakrętów, lecz ja musiałem się martwić jedynie o to żebym się zmieścił w nich, gdyż Nascar bezbłędnie wykonywał moje komendy. Przez większość czasu musiałem uważać aby dobrze stawiać stopy, ponieważ było nierówno. Poradziliśmy sobie doskonale, uniknąłem w dwóch momentach wywrotki, a muszę przyznać, że było blisko :) Czarny świetnie sobie poradził, idealnie odczytywał trasę, był zawsze gotowy na wykonanie mojego polecenia. A technicznie było naprawdę trudno. Wpadliśmy na metę i uzyskaliśmy najlepszy czas. Zmęczeni i zadowoleni poszliśmy się rozchodzić i uzupełnić płyny.
Wieczorem przyjechaliśmy na wieczór mushera, gdzie świetnie się bawiliśmy. Jedzenie było naprawdę dobre, mogliśmy porozmawiać z innymi o dzisiejszych startach i podzielić się wrażeniami z trasy.
Następnego dnia wszystko zaczynało się już od rana. Ponownie startowałem jako pierwszy, po rozgrzewce i przygotowaniu sprzętu, stanęliśmy z Nassim na linii. Skupienie, odliczenie i już walczyliśmy z czasem. Biegło się dobrze, fakt czułem trochę wczorajsze bieganie, ale starałem się poprawić jeszcze czas. Wszystko szło po naszej myśli, pies darł do przodu, lecz jakieś 300m przed metą krzywo stanąłem na piasku. Poczułem jak tracę kontrolę nad lewą stopą, skręciła się a ja odruchowo upadłem. Przez chwilę ciężko było się podnieść, lecz wstałem i starałem się biec dalej, ale to było już tylko kuśtykanie. Wiedziałem, że będzie źle. Dobiegłem na metę, Wiola chwyciła Nassiego, ja mu podziękowałem za współpracę. Po chwili zostałem opatrzony, lecz moja kostka już spuchła. Z doświadczenia byłem pewien, że to skręcenie. Od tej chwili moje wszystkie plany legły w gruzach. Całe przygotowania i ciężka praca w pewnym sensie zostały niewykorzystane. Łudziłem się cały czas, że uda mi się szybko wyleczyć na Mistrzostwa Europy które miały się odbyć za tydzień, lecz w głębi serca wiedziałem, że to już nie będzie to samo. Czas pogorszyłem o paręnaście sekund, ale nie to było ważne wtedy. Doświadczyłem dużo wparcia i otuchy od innych za co jestem bardzo wdzięczny.
Większość czasu przesiedziałem w aucie w nogą w górze, później powoli dotarłem na zakończenie. Tak naprawdę mój przyszłotygodniowy start stał pod znakiem zapytania, nie wiedziałem w ogóle co będzie, lecz miałem lichą nadzieję, że jakimś cudem wszystko się ułoży.
17 Listopad 2011
Wieczorem przyjechaliśmy na wieczór mushera, gdzie świetnie się bawiliśmy. Jedzenie było naprawdę dobre, mogliśmy porozmawiać z innymi o dzisiejszych startach i podzielić się wrażeniami z trasy.
Następnego dnia wszystko zaczynało się już od rana. Ponownie startowałem jako pierwszy, po rozgrzewce i przygotowaniu sprzętu, stanęliśmy z Nassim na linii. Skupienie, odliczenie i już walczyliśmy z czasem. Biegło się dobrze, fakt czułem trochę wczorajsze bieganie, ale starałem się poprawić jeszcze czas. Wszystko szło po naszej myśli, pies darł do przodu, lecz jakieś 300m przed metą krzywo stanąłem na piasku. Poczułem jak tracę kontrolę nad lewą stopą, skręciła się a ja odruchowo upadłem. Przez chwilę ciężko było się podnieść, lecz wstałem i starałem się biec dalej, ale to było już tylko kuśtykanie. Wiedziałem, że będzie źle. Dobiegłem na metę, Wiola chwyciła Nassiego, ja mu podziękowałem za współpracę. Po chwili zostałem opatrzony, lecz moja kostka już spuchła. Z doświadczenia byłem pewien, że to skręcenie. Od tej chwili moje wszystkie plany legły w gruzach. Całe przygotowania i ciężka praca w pewnym sensie zostały niewykorzystane. Łudziłem się cały czas, że uda mi się szybko wyleczyć na Mistrzostwa Europy które miały się odbyć za tydzień, lecz w głębi serca wiedziałem, że to już nie będzie to samo. Czas pogorszyłem o paręnaście sekund, ale nie to było ważne wtedy. Doświadczyłem dużo wparcia i otuchy od innych za co jestem bardzo wdzięczny.
Większość czasu przesiedziałem w aucie w nogą w górze, później powoli dotarłem na zakończenie. Tak naprawdę mój przyszłotygodniowy start stał pod znakiem zapytania, nie wiedziałem w ogóle co będzie, lecz miałem lichą nadzieję, że jakimś cudem wszystko się ułoży.
17 Listopad 2011
Minikowo 2011
Po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym, dwóch obozach treningowych i godzinach ciężkiej pracy przyszedł czas aby się sprawdzić w nowym sezonie. Tym razem padło na odległe zawody w Minikowie, gościmy tam już od 2 lat. Niestety z powodu drobnej kontuzji stopy postanowiłem wystartować w klasie scooter z Nascarem. Wyjechaliśmy już w piątek w składzie: ja + Wiola + Robert. Na miejscu zameldowaliśmy się wieczorem, szybka rejestracja i mogliśmy jechać do miejsca noclegowego w szczerym polu :)
Rano dojechaliśmy na stake out, okazało się, że trasy będą skrócone, gdyż temperatura ciągle się zwiększała. Miałem dużo czasu do startu, więc przygotowałem sprzęt i trochę się rozgrzałem. Schłodziłem psa i stanęliśmy na linii startowej. Napięcie, odliczanie, komenda GO i byliśmy już na trasie. Początek jak zawsze w szerokim „korytarzu” w taśmach, zakręt 90 stopni, prosta i następny zakręt 90 stopni, lecz w tym miejscu zaliczyliśmy upadek, gdyż przednie koło hulajnogi wpadło w dziurę i wybiło mnie z rytmu. Nascar grzecznie poczekał, nie szarpał się, przyzwyczajony moimi wywrotkami na rowerze :) Następnie pokonaliśmy zjazd + dwa łagodniejsze łuki, starałem się odpychać w równych odstępach czasu, wpadając w pewien rytm, tak aby nie szarpać zbytnio psem. Jest to ciężka sztuka, która wymaga u mnie wiele godzin treningu, ale wierzę, że starty w tej klasie pozwolą mi nabrać większego doświadczenia. Po dłuższych prostych, niekiedy piaszczystych, dojechaliśmy do górki na której postanowiłem się tylko odpychać, pies pracował bardzo dobrze, wciągnął mnie bez problemu. Jeszcze tylko jakieś 400m w taśmach i zameldowaliśmy się na mecie. Trasa miała około 2,5km. Byłem zadowolony z naszej współpracy, zresztą jak zawsze :)
Niestety zapomniałem włączyć GPS-a na starcie i jak się okazało to był błąd. Po wszystkich startach postanowiłem zobaczyć wyniki. Okazało się że miałem czas 6:09 z 30 sekundową stratą do I miejsca. Może nie byłoby to dziwne gdyby nie to, że średnia przejazdu wyszła wtedy około 24 km/h. Pomyślałem, że coś jest nie tak. Sprawdziłem dokładnie i zauważyłem źle wpisany czas startu. Poszedłem to zgłosić, lecz to co działo się potem wolałbym nie opisywać. Powiem tak, dla mnie jest to śmieszne jak na zawodach pucharowych z elektronicznym pomiarem czasu, chipami i dwójką sędziów na starcie, organizatorzy nie potrafią dojść do tego kiedy startowałem i jaki miałem czas :0 Naprawdę, stworzyłem im niezłą zagadkę, a jeszcze próbowali mi wmówić, że startowałem o innej godzinie. Jak się okazało, to przez ich bałagan pomieszali wszystko, puszczali zawodników w innym czasie niż wcześniej podano w naszej klasie. Na wieczorze mushera doszli do wniosku, że anulują wyniki z I dnia.
Sama impreza była dobra, dużo dobrego jedzenia oraz ciekawe nagrody.
Następnego dnia było chłodniej, nie trzeba było moczyć psa. Startowaliśmy co 30 sekund, ja jako drugi. Czarny grzecznie czekał na linii na odliczanie i moją komendę. Gdy nadszedł nasz czas pognaliśmy co sił na trasę. Udało się zaliczyć szybki przejazd bez upadków, nawet podbiegałem pod górkę :) Wjechaliśmy na metę, tym razem włączyłem GPS-a, pokazał mi czas 5:04min. Zajęliśmy pierwsze miejsce, lecz na wynikach czas był znowu inny – 5:17min. Już nie chciało mi się nawet pytać o to, ja znałem swój czas :) Nascar pobiegł świetnie, byłem dumny z niego.
Po chwili odpoczynku zorganizowane zostały sztafety mieszane. Nasz klub wystawił jedną w składzie: Wiola Scooter 1 + Ja Bikejoring + Piotrek S. Scooter 2. Wiola dzielnie walczyła na tej krótkiej trasie oznaczonej samymi taśmami i wpadła w strefę zmian jako czwarta, klepnęła mnie i razem z Nassim staraliśmy się gonić resztę. Pies pobiegł bezbłędnie, minęliśmy bezproblemowo 2 zawodników, jedynie moja technika jazdy na rowerze pozostawiała wiele do życzenia. Ale dojechaliśmy na 2. miejscu i na ostatniej zmianie wyruszył Piotrek ze swoimi młodymi psami na hulajnodze. Ostatecznie zajęliśmy 3 miejsce. Było bardzo dobrze, zadowoleni i uśmiechnięci spakowaliśmy się, poszliśmy na zakończenie i wróciliśmy do domu. Tymi zawodami upewniłem się, że pies jest dobrze przygotowany na zbliżające się Mistrzostwa Europy.
17 Listopad 2011
Rano dojechaliśmy na stake out, okazało się, że trasy będą skrócone, gdyż temperatura ciągle się zwiększała. Miałem dużo czasu do startu, więc przygotowałem sprzęt i trochę się rozgrzałem. Schłodziłem psa i stanęliśmy na linii startowej. Napięcie, odliczanie, komenda GO i byliśmy już na trasie. Początek jak zawsze w szerokim „korytarzu” w taśmach, zakręt 90 stopni, prosta i następny zakręt 90 stopni, lecz w tym miejscu zaliczyliśmy upadek, gdyż przednie koło hulajnogi wpadło w dziurę i wybiło mnie z rytmu. Nascar grzecznie poczekał, nie szarpał się, przyzwyczajony moimi wywrotkami na rowerze :) Następnie pokonaliśmy zjazd + dwa łagodniejsze łuki, starałem się odpychać w równych odstępach czasu, wpadając w pewien rytm, tak aby nie szarpać zbytnio psem. Jest to ciężka sztuka, która wymaga u mnie wiele godzin treningu, ale wierzę, że starty w tej klasie pozwolą mi nabrać większego doświadczenia. Po dłuższych prostych, niekiedy piaszczystych, dojechaliśmy do górki na której postanowiłem się tylko odpychać, pies pracował bardzo dobrze, wciągnął mnie bez problemu. Jeszcze tylko jakieś 400m w taśmach i zameldowaliśmy się na mecie. Trasa miała około 2,5km. Byłem zadowolony z naszej współpracy, zresztą jak zawsze :)
Niestety zapomniałem włączyć GPS-a na starcie i jak się okazało to był błąd. Po wszystkich startach postanowiłem zobaczyć wyniki. Okazało się że miałem czas 6:09 z 30 sekundową stratą do I miejsca. Może nie byłoby to dziwne gdyby nie to, że średnia przejazdu wyszła wtedy około 24 km/h. Pomyślałem, że coś jest nie tak. Sprawdziłem dokładnie i zauważyłem źle wpisany czas startu. Poszedłem to zgłosić, lecz to co działo się potem wolałbym nie opisywać. Powiem tak, dla mnie jest to śmieszne jak na zawodach pucharowych z elektronicznym pomiarem czasu, chipami i dwójką sędziów na starcie, organizatorzy nie potrafią dojść do tego kiedy startowałem i jaki miałem czas :0 Naprawdę, stworzyłem im niezłą zagadkę, a jeszcze próbowali mi wmówić, że startowałem o innej godzinie. Jak się okazało, to przez ich bałagan pomieszali wszystko, puszczali zawodników w innym czasie niż wcześniej podano w naszej klasie. Na wieczorze mushera doszli do wniosku, że anulują wyniki z I dnia.
Sama impreza była dobra, dużo dobrego jedzenia oraz ciekawe nagrody.
Następnego dnia było chłodniej, nie trzeba było moczyć psa. Startowaliśmy co 30 sekund, ja jako drugi. Czarny grzecznie czekał na linii na odliczanie i moją komendę. Gdy nadszedł nasz czas pognaliśmy co sił na trasę. Udało się zaliczyć szybki przejazd bez upadków, nawet podbiegałem pod górkę :) Wjechaliśmy na metę, tym razem włączyłem GPS-a, pokazał mi czas 5:04min. Zajęliśmy pierwsze miejsce, lecz na wynikach czas był znowu inny – 5:17min. Już nie chciało mi się nawet pytać o to, ja znałem swój czas :) Nascar pobiegł świetnie, byłem dumny z niego.
Po chwili odpoczynku zorganizowane zostały sztafety mieszane. Nasz klub wystawił jedną w składzie: Wiola Scooter 1 + Ja Bikejoring + Piotrek S. Scooter 2. Wiola dzielnie walczyła na tej krótkiej trasie oznaczonej samymi taśmami i wpadła w strefę zmian jako czwarta, klepnęła mnie i razem z Nassim staraliśmy się gonić resztę. Pies pobiegł bezbłędnie, minęliśmy bezproblemowo 2 zawodników, jedynie moja technika jazdy na rowerze pozostawiała wiele do życzenia. Ale dojechaliśmy na 2. miejscu i na ostatniej zmianie wyruszył Piotrek ze swoimi młodymi psami na hulajnodze. Ostatecznie zajęliśmy 3 miejsce. Było bardzo dobrze, zadowoleni i uśmiechnięci spakowaliśmy się, poszliśmy na zakończenie i wróciliśmy do domu. Tymi zawodami upewniłem się, że pies jest dobrze przygotowany na zbliżające się Mistrzostwa Europy.
17 Listopad 2011
Trzeba się przypomnieć !
Niestety ostatnio trochę zaniedbałem to miejsce, więc wypadałoby nadrobić co nieco. Lato na szczęście mija i nie męczy zbytnio upałami. Jeszcze w czerwcu wystartowałem z Nascarem w 3 edycji tegorocznego Karnak Cup’u w Łodzi, a dokładniej w Arturówku. Jako, że mam dobrą pamięć do zawodów, to miło wspominam tamten wyścig. Trasa była krótka (2,5km), pogoda słoneczna, temperatura dość wysoka i niestety było duszno. Dlatego przed startem moczyliśmy psy w trosce o ich bezpieczeństwo. Startowałem jako jeden z ostatnich, minąłem wtedy sporo osób, bezproblemowo i szybko dotarliśmy z Nassim do mety w dobrym tempie, uzyskująć pierwszy czas. Spędziliśmy wtedy weekend w miłym towarzystwie i pozytywnej atmosferze.
Na początku lipca wystartowałem w dogtrekkingu w Łagiewnikach z pożyczonym psem od Mariusza. Niestety tak jak na każdym dogtrekkingu, przez zbyt pochopne decyzje i mały kontakt wzrokowy z mapą, podwoiłem ilość kilometrów jakie miałem początkowo pokonać. Ale starty w tego typu imprezach traktuję jako dobrą zabawę, każdy następny dogtrekking w którym startuję utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma to nic wspólnego z psimi zaprzęgami. Dlatego ktoś może mnie zapytać dlaczego nie startowałem ze swoim psem, a ja odpowiem, iż jest żelazna zasada której trzeba przestrzegać – Pies zaprzęgowy to nie pies na dogtrekking.
Pod koniec siódmego z kolei miesiąca roku a dokładnie 31, pojechaliśmy na kolejną edycję Karnak Cupu’u, która odbyła się w tym samym lesie co dogtrekking, tylko z całkowicie innej strony. Pogoda była znośna, temperatura bardzo dobra jak na tę porę roku, lecz padający deszcz sprawił, że w lesie była strasznie duszno. Trasa przyznam była wymagająca, dwa strome zbiegi i jeden ciekawy podbieg, dodatkowo wystające korzenie w kliku miejscach albo śliska trawa. Po zmierzeniu okazało się, że miała 3,2 km. Niestety z powodu dużego pośpiechu i rozstawiania znaków na trasie, nie zdążyłem się dobrze rozgrzać przed startem. Nascar strasznie niecierpliwił się przed biegiem, ruszyliśmy na trasę po odliczeniu w korytarzu startowym i już po około 400-500m dogoniliśmy zawodnika przed nami. Następnie przyszedł czas na zbieg, który pokonaliśmy dość dobrze, lecz na samym dole zaliczyłem upadek przez zdradziecki korzeń na ostrym zakręcie. Pies grzecznie poczekał zdziwiony dlaczego ja się kładę na ziemi ;) Pokonywaliśmy kolejne KaeMy (km) bezproblemowo mijając następnych zawodników. Przyznam się, że o ile kolejny stromy zbieg również pokonaliśmy sprawnie to ostry zakręt na samym dole sprawił, że siła odśrodkowa o mały włos nie wrzuciła mnie do rowu z wodą :) Za chwilę przyszedł czas na podbieg który nie okazał się żadnym problemem. Jeszcze kilka zakrętów i wybiegliśmy na ostatnią prostą prowadzącą do mety. Finiszowaliśmy wśród wielu zaciekawionych kibiców. Zadowoleni wraz z Nascarem poszliśmy się jeszcze rozchodzić. Start uważam za udany, uzyskaliśmy I miejsce, piesek spisał się bardzo dobrze ;)
17 Sierpień 2011
Na początku lipca wystartowałem w dogtrekkingu w Łagiewnikach z pożyczonym psem od Mariusza. Niestety tak jak na każdym dogtrekkingu, przez zbyt pochopne decyzje i mały kontakt wzrokowy z mapą, podwoiłem ilość kilometrów jakie miałem początkowo pokonać. Ale starty w tego typu imprezach traktuję jako dobrą zabawę, każdy następny dogtrekking w którym startuję utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma to nic wspólnego z psimi zaprzęgami. Dlatego ktoś może mnie zapytać dlaczego nie startowałem ze swoim psem, a ja odpowiem, iż jest żelazna zasada której trzeba przestrzegać – Pies zaprzęgowy to nie pies na dogtrekking.
Pod koniec siódmego z kolei miesiąca roku a dokładnie 31, pojechaliśmy na kolejną edycję Karnak Cupu’u, która odbyła się w tym samym lesie co dogtrekking, tylko z całkowicie innej strony. Pogoda była znośna, temperatura bardzo dobra jak na tę porę roku, lecz padający deszcz sprawił, że w lesie była strasznie duszno. Trasa przyznam była wymagająca, dwa strome zbiegi i jeden ciekawy podbieg, dodatkowo wystające korzenie w kliku miejscach albo śliska trawa. Po zmierzeniu okazało się, że miała 3,2 km. Niestety z powodu dużego pośpiechu i rozstawiania znaków na trasie, nie zdążyłem się dobrze rozgrzać przed startem. Nascar strasznie niecierpliwił się przed biegiem, ruszyliśmy na trasę po odliczeniu w korytarzu startowym i już po około 400-500m dogoniliśmy zawodnika przed nami. Następnie przyszedł czas na zbieg, który pokonaliśmy dość dobrze, lecz na samym dole zaliczyłem upadek przez zdradziecki korzeń na ostrym zakręcie. Pies grzecznie poczekał zdziwiony dlaczego ja się kładę na ziemi ;) Pokonywaliśmy kolejne KaeMy (km) bezproblemowo mijając następnych zawodników. Przyznam się, że o ile kolejny stromy zbieg również pokonaliśmy sprawnie to ostry zakręt na samym dole sprawił, że siła odśrodkowa o mały włos nie wrzuciła mnie do rowu z wodą :) Za chwilę przyszedł czas na podbieg który nie okazał się żadnym problemem. Jeszcze kilka zakrętów i wybiegliśmy na ostatnią prostą prowadzącą do mety. Finiszowaliśmy wśród wielu zaciekawionych kibiców. Zadowoleni wraz z Nascarem poszliśmy się jeszcze rozchodzić. Start uważam za udany, uzyskaliśmy I miejsce, piesek spisał się bardzo dobrze ;)
17 Sierpień 2011
Rogoźnik 2011
Fot. Joanna Wiśniewska
21 i 22 maja wystartowaliśmy w kolejnej edycji Karnak Cup’u. Tym razem spotkaliśmy się nieopodal Piekar, a mianowicie w Rogoźniku.
Jako, że nasz klub organizował te zawody przyjechaliśmy w sobotę. Starty zaczynały się dopiero od 19.30 z powodu wysokiej temperatury, dlatego wcześniej było dużo czasu na przygotowanie trasy, odprawienie się i miłe spędzenie czasu wśród znajomych. Po omówieniu technicznych spraw, poszedłem się rozgrzewać i przygotować sprzęt. Napoiłem psa i pobiegłem na parking skąd mieliśmy zaczynać :) Startowałem jako jeden z ostatnich, słysząc odliczania poprzednich zawodników Nascar się niecierpliwił. Gdy nadeszła nasza kolej ruszyliśmy co sił, mijając na pierwszej prostej dwóch uczestników wracających z trasy. Początkowo ostry zakręt w prawo i zaczął się długi kamienisty podbieg. Po kilku zakrętach znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni, w miejscu wycinki drzew. Minęliśmy po drodze znajomego i dotarliśmy do dość stromego zbiegu. Udało się nam sprawnie go pokonać i po zakręcie w lewo została już długa prosta. Podłoże było dość kamieniste, leżało dużo gałązek z wycinki, więc trzeba było uważnie stawiać nogi. Wbiegliśmy na metę uzyskując pierwszy czas. Okazało się, że trasa miała tylko 2,06km. Czarny pobiegł bardzo dobrze, pełne skupienie na całej trasie. Byłem zadowolony a Nassi zdziwiony, że tak krótko :)
Po startach odbył się naprawdę sympatyczny wieczór mushera z ogniskiem i kiełbaskami. Dało się wyczuć przyjacielską atmosferę. Takie spotkania powinny być na każdych zawodach :)
Następnego dnia startowaliśmy o godzinie 10 ze startu wspólnego. Niestety pogoda nie dopisała i temperatura bardzo się podniosła. Dlatego wcześniej dokładnie zmoczyłem pieska. Ustawialiśmy się na 5 liniach według czasów z wczoraj. My czekaliśmy na sygnał w pierwszej linii. Po odliczeniu wyrwaliśmy do przodu, biegliśmy również wczorajszą trasą, lecz w odwrotnym kierunku. Wraz z Nassim uciekaliśmy, szybko pokonując po drodze ostry podbieg, jak i kamienisty zbieg. Wpadliśmy na metę jako pierwsi, ponownie uzyskując najlepszy czas. Zadowoleni i zmęczeni wraz z Czarnym poszliśmy się napić i rozbiegać. Po spakowaniu się, miło spędziłem czas ze znajomymi. Jeszcze tylko odbyło się zakończenie i można było wracać do domu :)
Zawody uważam za bardzo udane, dziękuję wszystkim za super towarzycho oraz pomoc :)
25 Maj 2011
Jako, że nasz klub organizował te zawody przyjechaliśmy w sobotę. Starty zaczynały się dopiero od 19.30 z powodu wysokiej temperatury, dlatego wcześniej było dużo czasu na przygotowanie trasy, odprawienie się i miłe spędzenie czasu wśród znajomych. Po omówieniu technicznych spraw, poszedłem się rozgrzewać i przygotować sprzęt. Napoiłem psa i pobiegłem na parking skąd mieliśmy zaczynać :) Startowałem jako jeden z ostatnich, słysząc odliczania poprzednich zawodników Nascar się niecierpliwił. Gdy nadeszła nasza kolej ruszyliśmy co sił, mijając na pierwszej prostej dwóch uczestników wracających z trasy. Początkowo ostry zakręt w prawo i zaczął się długi kamienisty podbieg. Po kilku zakrętach znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni, w miejscu wycinki drzew. Minęliśmy po drodze znajomego i dotarliśmy do dość stromego zbiegu. Udało się nam sprawnie go pokonać i po zakręcie w lewo została już długa prosta. Podłoże było dość kamieniste, leżało dużo gałązek z wycinki, więc trzeba było uważnie stawiać nogi. Wbiegliśmy na metę uzyskując pierwszy czas. Okazało się, że trasa miała tylko 2,06km. Czarny pobiegł bardzo dobrze, pełne skupienie na całej trasie. Byłem zadowolony a Nassi zdziwiony, że tak krótko :)
Po startach odbył się naprawdę sympatyczny wieczór mushera z ogniskiem i kiełbaskami. Dało się wyczuć przyjacielską atmosferę. Takie spotkania powinny być na każdych zawodach :)
Następnego dnia startowaliśmy o godzinie 10 ze startu wspólnego. Niestety pogoda nie dopisała i temperatura bardzo się podniosła. Dlatego wcześniej dokładnie zmoczyłem pieska. Ustawialiśmy się na 5 liniach według czasów z wczoraj. My czekaliśmy na sygnał w pierwszej linii. Po odliczeniu wyrwaliśmy do przodu, biegliśmy również wczorajszą trasą, lecz w odwrotnym kierunku. Wraz z Nassim uciekaliśmy, szybko pokonując po drodze ostry podbieg, jak i kamienisty zbieg. Wpadliśmy na metę jako pierwsi, ponownie uzyskując najlepszy czas. Zadowoleni i zmęczeni wraz z Czarnym poszliśmy się napić i rozbiegać. Po spakowaniu się, miło spędziłem czas ze znajomymi. Jeszcze tylko odbyło się zakończenie i można było wracać do domu :)
Zawody uważam za bardzo udane, dziękuję wszystkim za super towarzycho oraz pomoc :)
25 Maj 2011
Legionowo 2011
Fot. Zbigniew Świderski
16 pojechaliśmy na I etap tegorocznego Karnak Cup’u do Legionowa. Organizatorem zawodów był Hubert Kiljan. Wyjechaliśmy klubowym busem już w piątek wieczorem i dotarliśmy do miejsca około 12:00. Nasz nocleg mieścił się na terenie legionowskiego Mosiru. Rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać. Następnego dnia po śniadaniu, dość wcześnie wyruszyliśmy na miejsce zawodów. Podczas gdy wszystko było przygotowywane, ja z Krzysiem poszliśmy się rozgrzewać i przygotować sprzęt. Trasa miała około 3,7km, była płaska lecz piaszczysta. Po odprawie o godzinie 9:00 zaczęły się starty. W zawodach wzięło udział 25 zawodników nie licząc biegu VIP – ów. Wyprowadziłem, napoiłem i przygotowałem pieska do biegu. Startowaliśmy jako ostatni. Ponieważ temperatura była dość wysoka i świeciło słońce, dokładnie zmoczyłem Nascara. Stanęliśmy na starcie i po odliczeniu wyrwaliśmy do przodu. Na trasie nie mieliśmy żadnych problemów, minęliśmy dość dużo osób i przybiegliśmy zdobywając pierwsze miejsce. Byłem bardzo zadowolony z Czarnego, spisał się na medal, a on miał ochotę na więcej. Po uzupełnieniu płynów był gotowy do następnego biegu. Cieszyło mnie to, bo świadczyło o tym, że szybko zregenerował siły :)
Po wszystkim przebrałem się i wszyscy razem poszliśmy na zakończenie. W międzyczasie odbywały się biegi przełajowe. Po zakończeniu zostały rozlosowane nagrody wsród startująych. Zjedliśmy jeszcze smaczny posiłek regneracyjny i zrobiono nam pamiątkowe zdjęcie z Piotrem Małachowskim. Po wszystkim spakowaliśmy się i zadowoleni pojechaliśmy do domu.
Dziękuję za naprawdę bardzo fajne zawody, miła atmosferę i pomoc. Warto było przyjechać. Do zobaczenia w Rogoźniku :)
19 Kwiecień 2011
Po wszystkim przebrałem się i wszyscy razem poszliśmy na zakończenie. W międzyczasie odbywały się biegi przełajowe. Po zakończeniu zostały rozlosowane nagrody wsród startująych. Zjedliśmy jeszcze smaczny posiłek regneracyjny i zrobiono nam pamiątkowe zdjęcie z Piotrem Małachowskim. Po wszystkim spakowaliśmy się i zadowoleni pojechaliśmy do domu.
Dziękuję za naprawdę bardzo fajne zawody, miła atmosferę i pomoc. Warto było przyjechać. Do zobaczenia w Rogoźniku :)
19 Kwiecień 2011
MP Lubieszów 2011
Fot. Monika Paczyńska
W ostatni weekend odbyły się zaległe Mistrzostwa Polski 2010 roku. Przełożone z grudnia, z powodu złych warunków atmosferycznych, zorganizowane zostały na znanych trasach w Lubieszowie. Na miejsce zawodów przyjechaliśmy już w piątek, aby się odprawić i zameldować w pensjonacie. Porozstawialiśmy się po pokojach, rozpaliliśmy grilla i klubowo spędziliśmy wieczór :)
Rano czekała nas odprawa, sprawdzenie listy startowej oraz przygotowanie sprzętu. Startowałem w canicrossie jako pierwszy. Pierwszego dnia trasa wynosiła około 3,5km. Nawierzchnią w większości był piasek, ale występowała również ściółka leśna i trochę trawy. Temperatura była dość wysoka, więc zmoczyłem Nascara i dobrze go napoiłem. Był to pierwszy bieg z psem od czasu zawodów w Rogoźniku. Pokonaliśmy trasę w dobrym czasie, Czarny spisał się rewelacyjnie, byłem z niego bardzo zadowolony :) Wspólnymi siłami uzyskaliśmy pierwszy czas w canicrossie mężczyzn. Po starcie rozbiegałem psa i poszedłem potruchtać. Wieczorem pojechaliśmy jeszcze na wieczór mushera.
Następnego dnia mieliśmy startować na dystansie 5,2km, lecz z powodu podwyższenia się temperatury, trasa została powtórzona z wczoraj. Rozpoczynaliśmy bieg ze startu wspólnego. Wraz z Nassim ustawiliśmy się w pierwszej linii i oczekiwaliśmy na sygnał startu. Po odliczeniu wybiegliśmy do przodu i już do końca nie oddaliśmy prowadzenia. Na mecie byliśmy bardzo zadowoleni. Piesek spisał się doskonale, trasę pokonaliśmy w podobnym czasie. Uzyskaliśmy ponownie 1 czas zdobywając tytuł Mistrza Polski.
Po Lidze Zaprzęgowej odbyły się sztafety klubowe. Nasz klub wystawił męską sztafetę w składzie: Krzysiu – pierwsza zmiana z Putinem, Mariusz – druga zmiana z Krófką i na końcu ja z Czarnym. Dystans do pokonania przez zawodników wynosił tylko 800m. Jak zawsze przy sztafetach canicrossowych było wiele emocji, przed ostatnią zmianą nasza drużyna zajmowała 4 miejsce, lecz po walce udało nam się zdobyć 3 miejsce.
Na koniec spakowaliśmy się, poszliśmy na zakończenie i pojechaliśmy do domu.
Chce podziękować za wsparcie, miłe towarzystwo oraz pomoc w przygotowaniach i na zawodach :)
8 Kwiecień 2011
Rano czekała nas odprawa, sprawdzenie listy startowej oraz przygotowanie sprzętu. Startowałem w canicrossie jako pierwszy. Pierwszego dnia trasa wynosiła około 3,5km. Nawierzchnią w większości był piasek, ale występowała również ściółka leśna i trochę trawy. Temperatura była dość wysoka, więc zmoczyłem Nascara i dobrze go napoiłem. Był to pierwszy bieg z psem od czasu zawodów w Rogoźniku. Pokonaliśmy trasę w dobrym czasie, Czarny spisał się rewelacyjnie, byłem z niego bardzo zadowolony :) Wspólnymi siłami uzyskaliśmy pierwszy czas w canicrossie mężczyzn. Po starcie rozbiegałem psa i poszedłem potruchtać. Wieczorem pojechaliśmy jeszcze na wieczór mushera.
Następnego dnia mieliśmy startować na dystansie 5,2km, lecz z powodu podwyższenia się temperatury, trasa została powtórzona z wczoraj. Rozpoczynaliśmy bieg ze startu wspólnego. Wraz z Nassim ustawiliśmy się w pierwszej linii i oczekiwaliśmy na sygnał startu. Po odliczeniu wybiegliśmy do przodu i już do końca nie oddaliśmy prowadzenia. Na mecie byliśmy bardzo zadowoleni. Piesek spisał się doskonale, trasę pokonaliśmy w podobnym czasie. Uzyskaliśmy ponownie 1 czas zdobywając tytuł Mistrza Polski.
Po Lidze Zaprzęgowej odbyły się sztafety klubowe. Nasz klub wystawił męską sztafetę w składzie: Krzysiu – pierwsza zmiana z Putinem, Mariusz – druga zmiana z Krófką i na końcu ja z Czarnym. Dystans do pokonania przez zawodników wynosił tylko 800m. Jak zawsze przy sztafetach canicrossowych było wiele emocji, przed ostatnią zmianą nasza drużyna zajmowała 4 miejsce, lecz po walce udało nam się zdobyć 3 miejsce.
Na koniec spakowaliśmy się, poszliśmy na zakończenie i pojechaliśmy do domu.
Chce podziękować za wsparcie, miłe towarzystwo oraz pomoc w przygotowaniach i na zawodach :)
8 Kwiecień 2011
Wesołych Świąt !
Aby Święta były wyjątkowymi dniami w roku,
by choinka w każdych oczach zalśniła blaskiem
a radość pojawiała się z każdym nowym brzaskiem.
By prezenty ucieszyły każde smutne oczy,
by spokojna przerwa ukoiła złość
By Sylwester zapewnił szampańską zabawę,
a kolędowych śpiewów nie było dość!
Biłgoraj 2010
Kolejne zawody za nami, tym razem ścigaliśmy się na wschodzie Polski a dokładnie w Biłgoraju. Zawody odbyły się 27 i 28 listopada. Wyjechaliśmy w piątek wieczorem i przed nocą dotarliśmy na miejsce, skąd udaliśmy się do bazy noclegowej. Rano zgłosiłem się w dwóch klasach: D1 z Alukiem i Strzałą oraz w SC1 z Nascarem :) Był to nasz debiut na zawodach w innej dyscyplinie niż canicross. Od początku dnia wystąpiły opady śniegu, które sprawiły, iż było bardzo ślisko szczególnie na rowerach i hulajnogach. Przed startem spotkała mnie niemiła niespodzianka gdyż drzwi z bazy noclegowej zostały zamknięte i musiałem pożyczać strój startowy, nawet buty :)
Pierwszego dnia w D1 jechałem dłuższą trasą wynoszącą 5700m. W większości przecinała las, lecz zdarzyły się odcinki prowadzące przez łąkę. Na mecie pojawiliśmy się jako pierwsi, po drodze zaliczyłem jeden upadek w koleinach śnieżnych :) Po przyjeździe poszedłem się przygotować na następny start za paręnaście minut. Tym razem trasa była krótsza, miała 3700m. Z zmarzniętymi rękami wyruszyłem na hulajodze z Nassim. Na trasie również zaliczyłem upadek, dodatkowo dwa razy zjechałem z oblodzonego podestu kołobieżki, co skutkowało kilkunastosekundową stratą czasową. Udało nam się uzyskać drugi czas w SC1, byłem bardzo zadowolony z pracy Nascara, a on czuł niedosyt po krótkim odcinku :)
W południe odwiedziliśmy miejscowy sklep, zrobiliśmy zakupy i po przyjeździe mogliśmy iść na wieczór Mushera. Następnie impreza przeniosła się do bazy, gdzie miło spędzaliśmy czas w świetnym towarzystwie :)
Drugiego dnia, poprzez wzrost temperatury śnieg stopniał w niektórych momentach trasy, pozostawiając grząskie błoto. Jadąc w D1 krótszą trasą uzyskałem pierwszy czas mimo iż było nas tylko dwóch :) W SC1 pokonałem trasę bez większych problemów, nie popełniłem wczorajszego błędu i nie spadłem z hulajnogi, a także polałem podest wrzątkiem co zapobiegło zamarznięciu. Udało się nam wskoczyć na pierwsze miejsce. Byłem zadowolony zarówno z pracy psiaków w D1 jak i w SC1 :) Po wszytkich konkurencjach pojechałem jeszcze na trening z Chesterem i puściłem luzem Czarnego.
Spakowaliśmy się, poszliśmy zjeść posilek regeneracyjny a potem na zakończenie. Pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy do domu.
Zawody bardzo mi się podobały, uważam je za udane, gratuluje Jackowi za świetną organizację i dziękuję za przyjacielską atmosferę. Mimo iż były to zawody drylandowe towarzyszyła nam zimowa aura :) Chcę również podziękować Mariuszowi Kostrzewie za pożyczenie piesków do D1 :)
8 Grudzień 2010
Pierwszego dnia w D1 jechałem dłuższą trasą wynoszącą 5700m. W większości przecinała las, lecz zdarzyły się odcinki prowadzące przez łąkę. Na mecie pojawiliśmy się jako pierwsi, po drodze zaliczyłem jeden upadek w koleinach śnieżnych :) Po przyjeździe poszedłem się przygotować na następny start za paręnaście minut. Tym razem trasa była krótsza, miała 3700m. Z zmarzniętymi rękami wyruszyłem na hulajodze z Nassim. Na trasie również zaliczyłem upadek, dodatkowo dwa razy zjechałem z oblodzonego podestu kołobieżki, co skutkowało kilkunastosekundową stratą czasową. Udało nam się uzyskać drugi czas w SC1, byłem bardzo zadowolony z pracy Nascara, a on czuł niedosyt po krótkim odcinku :)
W południe odwiedziliśmy miejscowy sklep, zrobiliśmy zakupy i po przyjeździe mogliśmy iść na wieczór Mushera. Następnie impreza przeniosła się do bazy, gdzie miło spędzaliśmy czas w świetnym towarzystwie :)
Drugiego dnia, poprzez wzrost temperatury śnieg stopniał w niektórych momentach trasy, pozostawiając grząskie błoto. Jadąc w D1 krótszą trasą uzyskałem pierwszy czas mimo iż było nas tylko dwóch :) W SC1 pokonałem trasę bez większych problemów, nie popełniłem wczorajszego błędu i nie spadłem z hulajnogi, a także polałem podest wrzątkiem co zapobiegło zamarznięciu. Udało się nam wskoczyć na pierwsze miejsce. Byłem zadowolony zarówno z pracy psiaków w D1 jak i w SC1 :) Po wszytkich konkurencjach pojechałem jeszcze na trening z Chesterem i puściłem luzem Czarnego.
Spakowaliśmy się, poszliśmy zjeść posilek regeneracyjny a potem na zakończenie. Pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy do domu.
Zawody bardzo mi się podobały, uważam je za udane, gratuluje Jackowi za świetną organizację i dziękuję za przyjacielską atmosferę. Mimo iż były to zawody drylandowe towarzyszyła nam zimowa aura :) Chcę również podziękować Mariuszowi Kostrzewie za pożyczenie piesków do D1 :)
8 Grudzień 2010
Rogoźnik 2010
20 i 21 listopada nasz klub zorganizował swoje pierwsze zawody w miejscowości Rogoźnik. Przyjechaliśmy już w piątek aby wszystko przygotować, obejść trasę i omówić wszelkie szczegóły związane z imprezą. Wieczorem postanowiliśmy pojechać po nasze rzeczy do domu i nocować w wynajętym domku blisko startu. Następny dzień zaczął się od rejestracji zawodników oraz pomocy przy ostatnich przygotowaniach. Startowałem w canicrossie z Nasacrem oraz w D0 z Iwanem i Czortem. Trasa była bardzo ciekawa i wymagająca; miała 5,2km, były zbiegi i podbiegi, błoto i kamienie oraz kilka ostrych zakrętów. Ostatnia prosta prowadziła po czerwonym błocie, ogólnie mówiąc, trzeba było popracować :)
W tym dniu startowałem indywidualnie w CC, w niektórych momentach trzeba było trochę zwolnić z powodu grząskiego i śliskiego błota. Ukończyliśmy etap z dwoma wywrotkami, udało nam się uzyskać pierwszy czas. Nassi spisał się bardzo dobrze, na metę wpadliśmy cali w kolorowym błocie :) Następnie musiałem szybko się przebrać i przygotować do startu w następnej kategorii. Ze względów bezpieczeństwa pojechałem na wózku, chciałem ukończyć ostatnie dwa etapy aby uzyskać licencję na zaprzęgi. W D0 byłem czwarty, zaliczyłem jeden upadek. Metę przekroczyliśmy zmęczeni i zadowoleni :)
Wieczorem przyszedł czas na wieczór Mushera, prawdziwy śląski obiad oraz pogawędki w miłym towarzystwie w domku.
Następnego dnia startowaliśmy godzinę wcześniej, niestety byłem trochę poobijany i zmęczony po wczorajszych startach. Canicross startował wspólnie, wraz z Czarnym wyrwaliśmy do przodu i nie oddaliśmy prowadzenia do końca. Nasza współpraca ułożyła się doskonale. Po przebiegnięciu trasy na nogach ponownie musiałem szybko przygotować się do kolejnego startu. Wystartowałem i po niecałym kilometrze zawróciłem gdyż jeden z piesków wolał jechać ze swoim panem i odmówił współpracy :)
Ostatecznie uważam zawody za udane, mimo iż nie ukończyłem 6 etapu to pomyślałem, że będzie jeszcze okazja :)
Po umyciu i spakowaniu się poszliśmy na zakończenie zawodów. Na rozdaniu miłą niespodzianką było dla mnie wygranie pasa do canicrossu ufundowanego przez Macieja Tuszkiewicza dla najszybszego biegacza z psem :)
Chciałem podziękować wszystkim za wsparcie, miłe towarzystwo i super zabawę. Serdecznie dziękuję Marcinowi Świerżewskiemu i Joannie Wiśniewskiej za pożyczenie psów i umożliwienie mi startu w klasie D0 :) Podziękowania kieruję również do klubowicza Piotra Subiela za pożyczenie wózka na start :)
7 Grudzień 2010
W tym dniu startowałem indywidualnie w CC, w niektórych momentach trzeba było trochę zwolnić z powodu grząskiego i śliskiego błota. Ukończyliśmy etap z dwoma wywrotkami, udało nam się uzyskać pierwszy czas. Nassi spisał się bardzo dobrze, na metę wpadliśmy cali w kolorowym błocie :) Następnie musiałem szybko się przebrać i przygotować do startu w następnej kategorii. Ze względów bezpieczeństwa pojechałem na wózku, chciałem ukończyć ostatnie dwa etapy aby uzyskać licencję na zaprzęgi. W D0 byłem czwarty, zaliczyłem jeden upadek. Metę przekroczyliśmy zmęczeni i zadowoleni :)
Wieczorem przyszedł czas na wieczór Mushera, prawdziwy śląski obiad oraz pogawędki w miłym towarzystwie w domku.
Następnego dnia startowaliśmy godzinę wcześniej, niestety byłem trochę poobijany i zmęczony po wczorajszych startach. Canicross startował wspólnie, wraz z Czarnym wyrwaliśmy do przodu i nie oddaliśmy prowadzenia do końca. Nasza współpraca ułożyła się doskonale. Po przebiegnięciu trasy na nogach ponownie musiałem szybko przygotować się do kolejnego startu. Wystartowałem i po niecałym kilometrze zawróciłem gdyż jeden z piesków wolał jechać ze swoim panem i odmówił współpracy :)
Ostatecznie uważam zawody za udane, mimo iż nie ukończyłem 6 etapu to pomyślałem, że będzie jeszcze okazja :)
Po umyciu i spakowaniu się poszliśmy na zakończenie zawodów. Na rozdaniu miłą niespodzianką było dla mnie wygranie pasa do canicrossu ufundowanego przez Macieja Tuszkiewicza dla najszybszego biegacza z psem :)
Chciałem podziękować wszystkim za wsparcie, miłe towarzystwo i super zabawę. Serdecznie dziękuję Marcinowi Świerżewskiemu i Joannie Wiśniewskiej za pożyczenie psów i umożliwienie mi startu w klasie D0 :) Podziękowania kieruję również do klubowicza Piotra Subiela za pożyczenie wózka na start :)
7 Grudzień 2010
Mistrzostwa Europy ESDRA 2010 Falze di Piave
Fot. Vendula Pekarkova
Przed sezonem nie myślałem, że będę miał możliwość pojechania na Mistrzostwa Europy organizacji ESDRA. Imprezą docelową były ME ECF-u które odbyły się miesiąc wcześniej, jednak dzięki pomocy bliskich dostałem szansę reprezentowania Polski w canicrossie, tym razem już w kategorii seniorskiej.
Wraz z teamem Mushing Promotion wyjechaliśmy wczesnym rankiem w Dzień Niepodległości i po długiej drodze dotarliśmy wieczorem na miejsce zawodów. Po rozłożeniu namiotu i nakarmieniu psów poszliśmy zobaczyć pobliskie miasto oraz odwiedziliśmy miejscową pizzerie. Następnego dnia na stake out przyjechali Polacy i odbyła się kontrola weterynaryjna psów. W tym dniu zdążyliśmy jeszcze obejść trasę zawodów, zwiedzić miasto oraz odpocząć przed startami :)
Pierwszego dnia canicross mężczyzn startował w odstępach czasu wynoszących 30 sekund. Startowaliśmy zaraz po dużych zaprzęgach więc temperatura nie była jeszcze zbyt wysoka. Trasa mimo, że płaska, to nie była szybka. Pierwszy kilometr prowadził po luźnych rzecznych kamieniach z kilkoma odcinkami przykrytymi słomą. Dalsza część to ostre zakręty, jedna mijanka oraz odcinki w taśmach, które dobrze sprawdzały posłuszeństwo psów. Końcówka trasy wiodła wokół winnicy tak więc licznie zgromadzeni kibice mogli oglądać zmagania zawodników. Nawierzchnią była podmokła trawa lub śliskie błoto, gdyż paręnaście dni przed imprezą cały stake out oraz trasa znajdowały się pod wodą pobliskiej rzeki. Startowałem jako trzeci. Po odliczeniu wystartowaliśmy szybko do przodu lecz z zachowaniem ostrożności na niebezpiecznych kamieniach. Kolejne metry pokonywaliśmy bez problemów, Nascar świetnie się spisał w taśmach. Wybiegając z lasu i okrążając winnicę dogoniłem Dusana Erbsa i razem ścigaliśmy się do samego końca. Na metę wpadłem kilka sekund przed rywalem, mimo iż na ostatnim zakręcie zaliczyłem upadek na rozjeżdżonym błocie. Już od momentu kiedy ukazaliśmy się widzom słyszałem głośny doping ze strony Polaków, który bardzo mi pomógł.
Rozbiegałem psa, natępnie sam poszedłem potruchtać. Byłem bardzo zadowolony z Nascara, naprawdę spisał się na medal. Później dowiedziałem się, że uzyskaliśmy pierwszy czas w canicrossie. Popołudniowy posiłek oraz wieczór mushera spędziliśmy razem z resztą reprezentacji Polski. Wieczorem sprawdziliśmy listy startowe i poszliśmy spać. Następnego dnia starty również odbywały się w formie interwałów od najszybszego do najwolniejszego zawodnika. Przebiegliśmy z Czarnym 4,5 kilometrową trasę poprawiając czas z pierwszego dnia o parę sekund. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy: doping, jaki dostałem od innych, był niesamowity.
Udało się nam wygrać i zdobyć tytuł Mistrza Europy. Po startach indywidualnych przyszedł czas na sztafety: na pierwszej zmianie biegł Damian Witkowski, na drugiej Robert Mrózek, a na ostatniej ja. Trasa, mimo iż krótka, to nie pozwalała na odpoczynek, trzeba było biec co sił. Po wspaniałej walce i ogromnych emocjach nasza Polska Sztafeta zwyciężyła. Byłem dumny z Czarnego, na starcie grzecznie czekał a na trasie darł do przodu ile miał sił w łapach. :)
Po umyciu się, spakowaniu poszliśmy na zakończenie zawodów. Na rozdaniu nagród spotkała nas Polaków miła niespodzianka, gdyż konferansjer zaprosił nas na podium i wszyscy razem odśpiewaliśmy hymn. Naprawdę niesamowite uczucie :)
Chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali, pomagali oraz tym, którzy umożliwili mi wyjazd na Mistrzostwa. Dziękuję za miłe towarzystwo, super atmosferę oraz doping na trasie :)
25 Listopad 2010
Wraz z teamem Mushing Promotion wyjechaliśmy wczesnym rankiem w Dzień Niepodległości i po długiej drodze dotarliśmy wieczorem na miejsce zawodów. Po rozłożeniu namiotu i nakarmieniu psów poszliśmy zobaczyć pobliskie miasto oraz odwiedziliśmy miejscową pizzerie. Następnego dnia na stake out przyjechali Polacy i odbyła się kontrola weterynaryjna psów. W tym dniu zdążyliśmy jeszcze obejść trasę zawodów, zwiedzić miasto oraz odpocząć przed startami :)
Pierwszego dnia canicross mężczyzn startował w odstępach czasu wynoszących 30 sekund. Startowaliśmy zaraz po dużych zaprzęgach więc temperatura nie była jeszcze zbyt wysoka. Trasa mimo, że płaska, to nie była szybka. Pierwszy kilometr prowadził po luźnych rzecznych kamieniach z kilkoma odcinkami przykrytymi słomą. Dalsza część to ostre zakręty, jedna mijanka oraz odcinki w taśmach, które dobrze sprawdzały posłuszeństwo psów. Końcówka trasy wiodła wokół winnicy tak więc licznie zgromadzeni kibice mogli oglądać zmagania zawodników. Nawierzchnią była podmokła trawa lub śliskie błoto, gdyż paręnaście dni przed imprezą cały stake out oraz trasa znajdowały się pod wodą pobliskiej rzeki. Startowałem jako trzeci. Po odliczeniu wystartowaliśmy szybko do przodu lecz z zachowaniem ostrożności na niebezpiecznych kamieniach. Kolejne metry pokonywaliśmy bez problemów, Nascar świetnie się spisał w taśmach. Wybiegając z lasu i okrążając winnicę dogoniłem Dusana Erbsa i razem ścigaliśmy się do samego końca. Na metę wpadłem kilka sekund przed rywalem, mimo iż na ostatnim zakręcie zaliczyłem upadek na rozjeżdżonym błocie. Już od momentu kiedy ukazaliśmy się widzom słyszałem głośny doping ze strony Polaków, który bardzo mi pomógł.
Rozbiegałem psa, natępnie sam poszedłem potruchtać. Byłem bardzo zadowolony z Nascara, naprawdę spisał się na medal. Później dowiedziałem się, że uzyskaliśmy pierwszy czas w canicrossie. Popołudniowy posiłek oraz wieczór mushera spędziliśmy razem z resztą reprezentacji Polski. Wieczorem sprawdziliśmy listy startowe i poszliśmy spać. Następnego dnia starty również odbywały się w formie interwałów od najszybszego do najwolniejszego zawodnika. Przebiegliśmy z Czarnym 4,5 kilometrową trasę poprawiając czas z pierwszego dnia o parę sekund. Na mecie byłem bardzo szczęśliwy: doping, jaki dostałem od innych, był niesamowity.
Udało się nam wygrać i zdobyć tytuł Mistrza Europy. Po startach indywidualnych przyszedł czas na sztafety: na pierwszej zmianie biegł Damian Witkowski, na drugiej Robert Mrózek, a na ostatniej ja. Trasa, mimo iż krótka, to nie pozwalała na odpoczynek, trzeba było biec co sił. Po wspaniałej walce i ogromnych emocjach nasza Polska Sztafeta zwyciężyła. Byłem dumny z Czarnego, na starcie grzecznie czekał a na trasie darł do przodu ile miał sił w łapach. :)
Po umyciu się, spakowaniu poszliśmy na zakończenie zawodów. Na rozdaniu nagród spotkała nas Polaków miła niespodzianka, gdyż konferansjer zaprosił nas na podium i wszyscy razem odśpiewaliśmy hymn. Naprawdę niesamowite uczucie :)
Chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali, pomagali oraz tym, którzy umożliwili mi wyjazd na Mistrzostwa. Dziękuję za miłe towarzystwo, super atmosferę oraz doping na trasie :)
25 Listopad 2010
Karnak Cup 2010
Dnia 6 i 7 listopada wybraliśmy się do Łodzi na finałowy etap Karnak Cup’u 2010. Wyjechaliśmy w sobotę rano i po przyjeździe na miejsce wraz z członkami klubu Wataha oraz Mushing Promotion zrobiliśmy wspólny trening na byłym poligonie wojskowym. Pogoda niestety nam nie sprzyjała, było mokro i dosyć zimno. Wieczorem pojechaliśmy do wynajętych domków, nakarmiliśmy psy i w sympatycznym towarzystwie oraz miłej atmosferze spędzaliśmy resztę dnia :) Jako że zawody były jednodniowe, rano wraz z Mariuszem pojechaliśmy na trasę aby ją oznaczyć i lepiej poznać. Następnie przyszedł czas na rozgrzewkę i przygotowanie sprzętu. Potem już tylko start, odliczanie i Go! Trasa miała 5,2km, była stosunkowo płaska z dodatkiem błota, kilku kałuż i jesiennych liści. Po drodze mijałem kilku spacerowiczów, niektórych nawet z psami oraz kolarza. Nascar spisał się bardzo dobrze, trasę przebiegliśmy bezproblemowo i udało nam się osiągnąć najlepszy czas. Był to naprawdę dobry trening przed Mistrzostwami Europy ESDRA które miały się odbyć w następnym tygodniu.
Po startach poszliśmy zjeść posilek regeneracyjny a następnie udaliśmy się na zakończenie całego cyklu. Ostatecznie po 3 etapach wraz z Nascarem ulokowaliśmy się na pierwszym miejscu. Dostałem również bardzo miły prezent za który dziękuje organizatorowi :)
Dziękuję wszystkim za naprawdę świetny weekend :)
18 Listopad 2010
Po startach poszliśmy zjeść posilek regeneracyjny a następnie udaliśmy się na zakończenie całego cyklu. Ostatecznie po 3 etapach wraz z Nascarem ulokowaliśmy się na pierwszym miejscu. Dostałem również bardzo miły prezent za który dziękuje organizatorowi :)
Dziękuję wszystkim za naprawdę świetny weekend :)
18 Listopad 2010
Zabajka 2010
23 i 24 października wystartowałem na zawodach organizowanych w Zabajce przez klub NOME. Przybyliśmy na miejsce już w piątek, odprawiłem się i wraz z klubowiczami ulokowaliśmy się w ośrodku. Rano przejechałem trasę na rowerze; miała około 5,25km, nawierzchnia to piasek lub grząskie błoto oraz krótkie odcinki trawiaste. Była bardzo ciekawa i wymagająca :) Pierwszego dnia startowaliśmy w canicrossie co minutę. Wraz z Nascarem uzyskaliśmy pierwszy czas, na metę wpadłem z maską błotną i cieszyłem się, że nie straciłem buta w błocie :) Czarny spisał się bardzo dobrze, byłem z niego zadowolony. Po startach odpoczywaliśmy i w miłym towarzystwie spędzaliśmy czas. Wieczorem poszliśmy na wieczór Mushera, a potem przenieśliśmy się do naszego pokoju.
Drugiego dnia starty również odbywały się z minutową przerwą między zawodnikami. Mimo, iż było cieplej niż poprzedniego dnia, to udało się nam uzyskać dokładnie taki sam czas :) Po startach zgłosiliśmy naszą klubową sztafetę mieszaną w składzie: Ja + Nascar canicross, Oliwia + Krófka bikejoring i Wiola + Luna SC1. Na krótkiej trasie wynoszącej niecały kilometr udało się nam wygrać uzyskując duża przewagę nad innymi. Zadowoleni i zmęczeni po stratach poszliśmy się umyć i spakować. Zakończenie zawodów, wspólne zdjęcie i wyruszyliśmy do domu.
Dziękuje wszystkim za świetne zawody, super towarzystwo, fair rywalizację, oraz bardzo miłą atmosferę :) Imprezę uważam za bardzo udaną :)
8 Listopad 2010
Drugiego dnia starty również odbywały się z minutową przerwą między zawodnikami. Mimo, iż było cieplej niż poprzedniego dnia, to udało się nam uzyskać dokładnie taki sam czas :) Po startach zgłosiliśmy naszą klubową sztafetę mieszaną w składzie: Ja + Nascar canicross, Oliwia + Krófka bikejoring i Wiola + Luna SC1. Na krótkiej trasie wynoszącej niecały kilometr udało się nam wygrać uzyskując duża przewagę nad innymi. Zadowoleni i zmęczeni po stratach poszliśmy się umyć i spakować. Zakończenie zawodów, wspólne zdjęcie i wyruszyliśmy do domu.
Dziękuje wszystkim za świetne zawody, super towarzystwo, fair rywalizację, oraz bardzo miłą atmosferę :) Imprezę uważam za bardzo udaną :)
8 Listopad 2010
Koszęcin 2010
Dwa tygodnie temu wybraliśmy się na zawody Ligi Zaprzęgowej organizowanych w Koszęcinie. Jako, że nasz klub pomagał przy organizacji ja w raz z siostrą pojawiliśmy się na miejscu już w piątek. Zapoznaliśmy się z trasą, pomogliśmy przy jej oznaczeniu, zgłosiłem się i poszliśmy spać. Trasa była raczej płaska, nawierzchnia różna – błoto, trawa, piasek, szuter oraz ściółka leśna na samym początku.
Pierwszego dnia startowałem jako drugi, czekanie Nascara na starcie i Go! Po przebiegnięciu 4,5km i przekroczeniu mety psu było mało i chciał biec dalej :) Udało się nam uzyskać pierwszy czas z bezpieczną przewagą nad drugim miejscem. Następnie rozbieganie, pochowanie sprzętu, napojenie psa i do końca dnia wraz z klubowiczami odpoczywaliśmy. Przy okazji skorzystaliśmy z usług miejscowej pizzerii :) Wieczorem poszliśmy na Wieczór Mushera na którym zjedliśmy posiłek i w miłym towarzystwie oglądaliśmy zdjęcia.
Drugiego dnia również mieliśmy do pokonania 4,5km, lecz rozpoczynaliśmy bieg ze startu masowego. Ustawiłem się w pierwszej linii i na sygnał startera wraz z Nascarem wybiegliśmy do przodu. Trasę pokonaliśmy bezbłędnie i poprawiliśmy czas o parę sekund :) Piesek spisał się świetnie. Również w drugim dniu było widać niedosyt u niego :)
Godzina przerwy i zgłosiliśmy się do sztafety canicrossowej. Na pierwszej zmianie biegł Krzysiu z Putinem, na drugiej Oliwia z Sonią i na końcu ja z Nascarem. Był to debiut sztafety klubowej KSIP Zorza. Trasa była krótka, emocje bardzo duże, dało się słyszeć głośne krzyki kibiców. Po wspólnych wysiłkach i walce do samego końca udało się nam wygrać.
Na koniec spakowaliśmy się, poszliśmy na zakończenie i można było jechać do domu.
Dziękuje wszystkim za miła atmosferę, świetne zawody i niezapomniane przeżycia :) Weekend był bardzo udany :)
2 Listopad 2010
Pierwszego dnia startowałem jako drugi, czekanie Nascara na starcie i Go! Po przebiegnięciu 4,5km i przekroczeniu mety psu było mało i chciał biec dalej :) Udało się nam uzyskać pierwszy czas z bezpieczną przewagą nad drugim miejscem. Następnie rozbieganie, pochowanie sprzętu, napojenie psa i do końca dnia wraz z klubowiczami odpoczywaliśmy. Przy okazji skorzystaliśmy z usług miejscowej pizzerii :) Wieczorem poszliśmy na Wieczór Mushera na którym zjedliśmy posiłek i w miłym towarzystwie oglądaliśmy zdjęcia.
Drugiego dnia również mieliśmy do pokonania 4,5km, lecz rozpoczynaliśmy bieg ze startu masowego. Ustawiłem się w pierwszej linii i na sygnał startera wraz z Nascarem wybiegliśmy do przodu. Trasę pokonaliśmy bezbłędnie i poprawiliśmy czas o parę sekund :) Piesek spisał się świetnie. Również w drugim dniu było widać niedosyt u niego :)
Godzina przerwy i zgłosiliśmy się do sztafety canicrossowej. Na pierwszej zmianie biegł Krzysiu z Putinem, na drugiej Oliwia z Sonią i na końcu ja z Nascarem. Był to debiut sztafety klubowej KSIP Zorza. Trasa była krótka, emocje bardzo duże, dało się słyszeć głośne krzyki kibiców. Po wspólnych wysiłkach i walce do samego końca udało się nam wygrać.
Na koniec spakowaliśmy się, poszliśmy na zakończenie i można było jechać do domu.
Dziękuje wszystkim za miła atmosferę, świetne zawody i niezapomniane przeżycia :) Weekend był bardzo udany :)
2 Listopad 2010
Mistrzostwa Europy ECF 2010 Baraque de Fraiture
Fot. Michal Zenisek
Nadszedł czas długo wyczekiwanych Mistrzostw.
9 i 10 października miała się odbyć impreza, na którą czekaliśmy z Nascarem cały rok.
Trzeba było sprawdzić formę mimo niedawnej, poważnej choroby pieska. To mój ostatni start wśród juniorów :)
Wyjechaliśmy camperem w środę wieczorem; podróż do Belgii trwała 18 godzin. Gdy dotarliśmy, rozprostowaliśmy nogi i obeszliśmy miejsce zawodów. Zjedliśmy kolację w miłym towarzystwie, później wyprowadzenie pieska i pójście spać.
Następnego dnia wybrałem się rowerem na trasę, żeby ją lepiej poznać przed biegiem. Zaczynała się na dole stoku narciarskiego a meta była na jego szczycie. Podłoże różne: kamienie, szuter, trochę trawy. Była to trasa raczej górska: z długimi podbiegami i przewyższeniami, jak to powiedział kolega „wchodząca w nogi” :)
Nadszedł dzień startu. Krótszy odcinek, około 3,8km, ale temperatura była niestety dosyć wysoka jak na ten miesiąc. Zmoczyłem Nascara i poszliśmy na linię startu. Odliczanie, emocje, sygnał startera i ruszyliśmy! Wyrwałem z czarnym do przodu i uciekaliśmy przed rywalami. Trasa była wymagająca ale przybiegliśmy jako pierwsi z dobrą przewagą. Byłem bardzo zadowolony z psa, gdyż spisał się świetnie. Na mecie czekały na nas pojemniki z wodą i radosne okrzyki ludzi. Następnie rozbieganie, sprawdzenie wyników i okazało się, że udało nam się uzyskać pierwszy czas również w seniorach. Radość była jeszcze większa :)
Tego samego dnia odbył się jeszcze wieczór maszera, lecz przed tym poszedłem sprawdzić dłuższą trasę, po której mieliśmy biec następnego dnia.
Starty II-ego etapu odbywały się metodą na dochodzenie, w kolejności od najszybszego do najwolniejszego. Bieg zaczynaliśmy trochę wcześniej niż wczoraj, ale temperatura również była dosyć wysoka, więc musiałem ponownie zmoczyć Nascara wodą. Ruszyliśmy, mijając po drodze kilka zawodniczek z innego przedziału wiekowego. Na metę dotarliśmy jako pierwsi i również udało się uzyskać pierwszy czas wśród seniorów.
Byłem bardzo szczęśliwy. Nascar naprawdę spisał się znakomicie, a obawiałem się, czy da radę na trudnej trasie po chorobie i osłabieniu, lecz moje obawy okazały się zbędne :) Po biegu szybka regeneracja i już szykowałem się na sztafetę, do której zostałem wybrany dzień wcześniej. Biegłem na trzeciej zmianie, a przede mną Mateusz Brylewski i Hubert Kiljan. Ostatecznie po ciężkiej walce zajęliśmy 3 miejsce. Byliśmy bardzo zadowoleni! Choć każdemu z nas zabrakło trochę szczęścia. W następnym roku będziemy mieli go więcej :)
Na koniec spakowaliśmy się, poszliśmy na rozdanie nagród i wyruszyliśmy do domu.
Zawody uważam za bardzo udane. Jestem naprawdę zadowolony z Nascara.
Chciałbym podziękować wszystkim którzy umożliwili mi start, wspierali mnie i pomagali w trudnych chwilach. Bez Was nie udałoby się tego osiągnąć!!! Dziękuję bardzo mojej mamie która była ze mną na tych zawodach i pomagała mi w każdej sytuacji i wspierała mnie psychicznie :)
29 Październik 2010
9 i 10 października miała się odbyć impreza, na którą czekaliśmy z Nascarem cały rok.
Trzeba było sprawdzić formę mimo niedawnej, poważnej choroby pieska. To mój ostatni start wśród juniorów :)
Wyjechaliśmy camperem w środę wieczorem; podróż do Belgii trwała 18 godzin. Gdy dotarliśmy, rozprostowaliśmy nogi i obeszliśmy miejsce zawodów. Zjedliśmy kolację w miłym towarzystwie, później wyprowadzenie pieska i pójście spać.
Następnego dnia wybrałem się rowerem na trasę, żeby ją lepiej poznać przed biegiem. Zaczynała się na dole stoku narciarskiego a meta była na jego szczycie. Podłoże różne: kamienie, szuter, trochę trawy. Była to trasa raczej górska: z długimi podbiegami i przewyższeniami, jak to powiedział kolega „wchodząca w nogi” :)
Nadszedł dzień startu. Krótszy odcinek, około 3,8km, ale temperatura była niestety dosyć wysoka jak na ten miesiąc. Zmoczyłem Nascara i poszliśmy na linię startu. Odliczanie, emocje, sygnał startera i ruszyliśmy! Wyrwałem z czarnym do przodu i uciekaliśmy przed rywalami. Trasa była wymagająca ale przybiegliśmy jako pierwsi z dobrą przewagą. Byłem bardzo zadowolony z psa, gdyż spisał się świetnie. Na mecie czekały na nas pojemniki z wodą i radosne okrzyki ludzi. Następnie rozbieganie, sprawdzenie wyników i okazało się, że udało nam się uzyskać pierwszy czas również w seniorach. Radość była jeszcze większa :)
Tego samego dnia odbył się jeszcze wieczór maszera, lecz przed tym poszedłem sprawdzić dłuższą trasę, po której mieliśmy biec następnego dnia.
Starty II-ego etapu odbywały się metodą na dochodzenie, w kolejności od najszybszego do najwolniejszego. Bieg zaczynaliśmy trochę wcześniej niż wczoraj, ale temperatura również była dosyć wysoka, więc musiałem ponownie zmoczyć Nascara wodą. Ruszyliśmy, mijając po drodze kilka zawodniczek z innego przedziału wiekowego. Na metę dotarliśmy jako pierwsi i również udało się uzyskać pierwszy czas wśród seniorów.
Byłem bardzo szczęśliwy. Nascar naprawdę spisał się znakomicie, a obawiałem się, czy da radę na trudnej trasie po chorobie i osłabieniu, lecz moje obawy okazały się zbędne :) Po biegu szybka regeneracja i już szykowałem się na sztafetę, do której zostałem wybrany dzień wcześniej. Biegłem na trzeciej zmianie, a przede mną Mateusz Brylewski i Hubert Kiljan. Ostatecznie po ciężkiej walce zajęliśmy 3 miejsce. Byliśmy bardzo zadowoleni! Choć każdemu z nas zabrakło trochę szczęścia. W następnym roku będziemy mieli go więcej :)
Na koniec spakowaliśmy się, poszliśmy na rozdanie nagród i wyruszyliśmy do domu.
Zawody uważam za bardzo udane. Jestem naprawdę zadowolony z Nascara.
Chciałbym podziękować wszystkim którzy umożliwili mi start, wspierali mnie i pomagali w trudnych chwilach. Bez Was nie udałoby się tego osiągnąć!!! Dziękuję bardzo mojej mamie która była ze mną na tych zawodach i pomagała mi w każdej sytuacji i wspierała mnie psychicznie :)
29 Październik 2010
Minikowo 2010
Z drobnym opóznieniem… :) W dniach 2 i 3 października wystartowałem na zawodach Pucharu Polski w Minikowie. Wyjechaliśmy w piątek, po 8 – godzinnej podróży dotarliśmy o 2.00 w nocy na miejsce zawodów. Rano zjedliśmy śniadanie i sprawdziliśmy listy startowe. Startowałem w canicrossie z Putinem, ponieważ Nascar odpoczywał jeszcze po chorobie oraz w D0 w LZ zaprzęgiem mojej siostry:) Pierwszego dnia startowałem masowo w CC wraz z seniorami starszymi, ponieważ byłem sam w swojej klasie. Trasa mierzyła 4,7km, płaska z jednym zjazdem i podjazdem, nawierzchnia miękka z dodatkiem piasku i błota. Uzyskaliśmy z Putinem 1 czas, dobrze się nam współpracowało:) Następnie nadszedł czas na D0. Trasa była krótsza, wynosiła około 2,6km, start również masowy więc od początku trzymałem się przeciwników, niestety pod górkę lina wplątała mi się w koło i reszta uciekła mi 500m przed metą:) Ale byłem bardzo zadowolony z pracy piesków. Po wszystkich startach zrobiłem trening na rowerze z Nascarem. Przejechaliśmy 2,6km i widać było mocny niedosyt u niego. Ale o to chodziło, gdyż musiałem stopniowo zacząć po chorobie. Spisał się bardzo dobrze na trasie, przy wymijaniu oraz w taśmach.
Wieczorem zaliczyliśmy wieczór mushera i poszliśmy spać. Następnego dnia ponownie startowałem masowo wraz z seniorami starszymi, lecz na krótszej trasie. Ponownie uzyskaliśmy 1 czas a w D0 uplasowaliśmy się na 3 miejscu. Mimo, iż byłem równocześnie ostatni to średnia miśków z 2 dni bardzo mnie cieszyła. Na końcu pobiegłem z Nassim krótszą trasę w ramach treningu. Spakowanie, wyprowadzenie psów oraz zakończenie zawodów i mogliśmy wyruszyć do domu :)
Zawody uważam za udane, był to dobry sprawdzian przed Mistrzostwami Europy w Belgii. Chciałem podziękować Grzesiowi za zabranie nas na zawody oraz za pożyczenie pieska i bardzo miłe towarzystwo :) Dziękuję również mojej siostrze za umożliwienie mi startu w D0 oraz za nieocenioną pomoc.
21 Październik 2010
Wieczorem zaliczyliśmy wieczór mushera i poszliśmy spać. Następnego dnia ponownie startowałem masowo wraz z seniorami starszymi, lecz na krótszej trasie. Ponownie uzyskaliśmy 1 czas a w D0 uplasowaliśmy się na 3 miejscu. Mimo, iż byłem równocześnie ostatni to średnia miśków z 2 dni bardzo mnie cieszyła. Na końcu pobiegłem z Nassim krótszą trasę w ramach treningu. Spakowanie, wyprowadzenie psów oraz zakończenie zawodów i mogliśmy wyruszyć do domu :)
Zawody uważam za udane, był to dobry sprawdzian przed Mistrzostwami Europy w Belgii. Chciałem podziękować Grzesiowi za zabranie nas na zawody oraz za pożyczenie pieska i bardzo miłe towarzystwo :) Dziękuję również mojej siostrze za umożliwienie mi startu w D0 oraz za nieocenioną pomoc.
21 Październik 2010