Podsumowanie roku 2013
W tym roku udało nam się wystartować w sumie na 7 zawodach. Taka mała ilość była spowodowana brakiem aktywności Polskiego Związku Sportów Psich Zaprzęgów oraz wynikającymi z tego problemami. Najważniejszą imprezą oraz docelowym startem były Mistrzostwa Świata IFSS-u które odbywały się we włoskiej miejscowości Falze di Piave. Jako, że nie uporałem się z kontuzją prawego ścięgna achillesa, zmuszony byłem zmienić swoją dyscyplinę z canicrossu na scooter 1. Był to mój pierwszy start w tej klasie na tak ważnej imprezie. Razem z Nascarem wywalczyliśmy tytuł II V-ce Mistrza Świata zdobywając brązowy medal po bardzo zaciętej walce na sekundy. Warunki pogodowe sprawiły, że trasa była jedną wielką ślizgawką na błocie. Niestety jako jedyny chyba odstawałem sprzętowo na tej imprezie... moja hulajnoga miała najgorszy osprzęt a myślę, że to decydowało właśnie o tych sekundach. Oczywiście nie ustrzegłem się błędów związanych z brakiem doświadczenia na hulajnodze :)
Początek roku zaczęliśmy od zwycięstwa w klasie SC1 w Lubieszowie, zwyciężając również w sztafecie mieszanej. Jesienią ścigaliśmy się na jednodniowych zawodach zorganizowanych przez klub Alaska. Udało się nam ponownie zwyciężyć na hulajnodze. Kolejną imprezą był Błędów, czyli zawody organizowane prze mój klub. Tutaj panowały nieco inne zasady ponieważ były tylko 3 klasy: Mini ( 1-2 psy ), MIDI ( 3-5 psów ) oraz Maxi ( powyżej 5 psów ). Startowałem z Nascarem w najmniejszej klasie ścigając się z dwójkami psów, zajęliśmy 2 miejsce tracąc do pierwszego tylko 7 sekund po 3 etapach w tym jeden nocny. Dodam, że nie wolno było startować na rowerze, tylko na hulajnodze. Następnie przyszedł czas na dwa obowiązkowe punkty w kalendarzu słowackim - Mosovce oraz Mistrzostwa Słowacji w Spisskiej Novej Vsi. Niestety pierwszej imprezy nie będę dobrze wspominał gdyż nie ukończyłem z powodu pomylenia trasy, organizacja pozostawiała wiele do życzenia :) Z kolei ta druga w Spisskiej Vsi będzie chyba najlepiej zapamiętana w roku 2013. Szybka trasa, idealna temperatura i bardzo dobre dwa przejazdy na hulajnodze z Nascarem. Kolejny rok z rzędu zdobyliśmy tytuł międzynarodowego Mistrza Słowacji.
Na koniec sezonu wystartowałem na Mistrzostwach Polski które odbywało się blisko mnie a dokładnie w Mikołowie. Trasa bardzo dobrze nam znana przebiegała w po połowie w lesie i na polach. Dwa czyste przejazdy i zdobyliśmy tytuł Mistrz Polski w klasie Scooter 1 wyprzedzając czasowo nawet całą klasę D0 :) To było dobre zwieńczenie całego sezonu. Pomimo mniejszej ilości startów na zawodach cały czas trenowaliśmy z tą samą intensywnością.
Początek roku zaczęliśmy od zwycięstwa w klasie SC1 w Lubieszowie, zwyciężając również w sztafecie mieszanej. Jesienią ścigaliśmy się na jednodniowych zawodach zorganizowanych przez klub Alaska. Udało się nam ponownie zwyciężyć na hulajnodze. Kolejną imprezą był Błędów, czyli zawody organizowane prze mój klub. Tutaj panowały nieco inne zasady ponieważ były tylko 3 klasy: Mini ( 1-2 psy ), MIDI ( 3-5 psów ) oraz Maxi ( powyżej 5 psów ). Startowałem z Nascarem w najmniejszej klasie ścigając się z dwójkami psów, zajęliśmy 2 miejsce tracąc do pierwszego tylko 7 sekund po 3 etapach w tym jeden nocny. Dodam, że nie wolno było startować na rowerze, tylko na hulajnodze. Następnie przyszedł czas na dwa obowiązkowe punkty w kalendarzu słowackim - Mosovce oraz Mistrzostwa Słowacji w Spisskiej Novej Vsi. Niestety pierwszej imprezy nie będę dobrze wspominał gdyż nie ukończyłem z powodu pomylenia trasy, organizacja pozostawiała wiele do życzenia :) Z kolei ta druga w Spisskiej Vsi będzie chyba najlepiej zapamiętana w roku 2013. Szybka trasa, idealna temperatura i bardzo dobre dwa przejazdy na hulajnodze z Nascarem. Kolejny rok z rzędu zdobyliśmy tytuł międzynarodowego Mistrza Słowacji.
Na koniec sezonu wystartowałem na Mistrzostwach Polski które odbywało się blisko mnie a dokładnie w Mikołowie. Trasa bardzo dobrze nam znana przebiegała w po połowie w lesie i na polach. Dwa czyste przejazdy i zdobyliśmy tytuł Mistrz Polski w klasie Scooter 1 wyprzedzając czasowo nawet całą klasę D0 :) To było dobre zwieńczenie całego sezonu. Pomimo mniejszej ilości startów na zawodach cały czas trenowaliśmy z tą samą intensywnością.
Podsumowanie roku 2012
ESDRA Championship 2012
Starty w zawodach - 14
Odwiedzone zawody - 18
Zwycięstwa - 14
Canicross - 8
Scooter - 6
Sztaefty - 6 ( 2 x zwycięstwo, 3 x sdrugie miejsce, 1 DNF )
Przebiegnięte kilometry w canicrossie - około 78km ( tylko zawody )
Odwiedzone Kraje - Francja, Anglia, Czechy, Słowacja, Niemcy
Kilometry na zawody - około 14 420 km.
Mistrz Europy ESDRA Canicross - Christianslust 2012
Mistrz Europy ECF Canicross - Cirencester 2012
I miejsce w sztafetach CC ESDRA - Christianslust 2012
II miejsce w sztafetach CC ECF - Cirencester 2012
Puchar Polski w klasie Scooter 1 - 2012
Ciekawostką jest to, że za każdym razem gdy startowaliśmy z Nassim w scooterze to byliśmy szybsi od klasy D0 ( 2 psy nierasowe ).
Wszystko to dzięki mojemu wspaniałemu psu, to on prowadził nas do zwycięstwa w każdym z biegów.
Można powiedzieć, że bardzo udany sezon. Nasze cele zostały spełnione. Pobiliśmy rekord jeśli chodzi o ilość zawodów w roku.
Oczywiście mieliśmy bardzo dużo problemów w tym zdrowotnych, finansowych, z autem jak również wielu innych. Tym bardziej jestem szczęśliwy po tym sezonie, że udało nam się osiągnąć z Nassim tak wiele. W głowie pozostaną wspaniałe wspomnienia z różnych zawodów i dobrych momentów oraz mam nadzieję, że cenne doświadczenie przyda się w przyszłości. Oczywiście tego wszystkiego nie udałoby się osiągnąć bez pomocy wielu osób. Mógłbym wymieniać długo ale myślę, że każdy z nich wie o tym, że są dla mnie ważną częścią. Dziękuję mojej siostrze, która musi mnie znosić codziennie :)
Jeśli chodzi o najlepsze zawody tego roku to bezsprzecznie są to Mistrzostwa Europy ESDRY w Christianslust, w sumie pod każdym względem. Nie udało się pojechać do Horni Bezdekova oraz na Mistrzostwa Polski. Ale nie mam czego żałować, bo trochę pozwiedzałem :)
15 Grudzień 2012
Odwiedzone zawody - 18
Zwycięstwa - 14
Canicross - 8
Scooter - 6
Sztaefty - 6 ( 2 x zwycięstwo, 3 x sdrugie miejsce, 1 DNF )
Przebiegnięte kilometry w canicrossie - około 78km ( tylko zawody )
Odwiedzone Kraje - Francja, Anglia, Czechy, Słowacja, Niemcy
Kilometry na zawody - około 14 420 km.
Mistrz Europy ESDRA Canicross - Christianslust 2012
Mistrz Europy ECF Canicross - Cirencester 2012
I miejsce w sztafetach CC ESDRA - Christianslust 2012
II miejsce w sztafetach CC ECF - Cirencester 2012
Puchar Polski w klasie Scooter 1 - 2012
Ciekawostką jest to, że za każdym razem gdy startowaliśmy z Nassim w scooterze to byliśmy szybsi od klasy D0 ( 2 psy nierasowe ).
Wszystko to dzięki mojemu wspaniałemu psu, to on prowadził nas do zwycięstwa w każdym z biegów.
Można powiedzieć, że bardzo udany sezon. Nasze cele zostały spełnione. Pobiliśmy rekord jeśli chodzi o ilość zawodów w roku.
Oczywiście mieliśmy bardzo dużo problemów w tym zdrowotnych, finansowych, z autem jak również wielu innych. Tym bardziej jestem szczęśliwy po tym sezonie, że udało nam się osiągnąć z Nassim tak wiele. W głowie pozostaną wspaniałe wspomnienia z różnych zawodów i dobrych momentów oraz mam nadzieję, że cenne doświadczenie przyda się w przyszłości. Oczywiście tego wszystkiego nie udałoby się osiągnąć bez pomocy wielu osób. Mógłbym wymieniać długo ale myślę, że każdy z nich wie o tym, że są dla mnie ważną częścią. Dziękuję mojej siostrze, która musi mnie znosić codziennie :)
Jeśli chodzi o najlepsze zawody tego roku to bezsprzecznie są to Mistrzostwa Europy ESDRY w Christianslust, w sumie pod każdym względem. Nie udało się pojechać do Horni Bezdekova oraz na Mistrzostwa Polski. Ale nie mam czego żałować, bo trochę pozwiedzałem :)
15 Grudzień 2012
Ślonsko Maras Gonitwa 2012
Fot. Martyna Szczykutowicz
Nasze ostatnie zawody w sezonie dryland. Oczywiście nie mogło się obyć bez niespodzianek. Tydzień przed zaczął padać śnieg oraz pojawił się siarczysty mróz. Wiedziałem, że na trasie będzie bardzo wesoło. Oczywiście startowałem na hulajce z Nassim. Mieliśmy bardzo blisko na te zawody, w sobotę rano temperatura wynosiła - 16 stopni. Dobry początek dnia !
Na szczęście po 12 kiedy szykowałem się do startu zrobiło się trochę cieplej, około 0 stopni C. Trasa miała 5km ze zjazdami i podjazdami oraz dość oryginalnym początkiem, który uważam za jeden z najbardziej widowiskowych biorąc pod uwagę aurę śniegu i zamrożonego stawu. W sumie śnieg był ubity, w kliku miejscach nawet przebijały się liście.
Pierwszego dnia zaczynałem jako pierwszy w SC1, układało się dobrze mimo śliskich zakrętów. W pewnym momencie na łuku przy większej prędkości wydałem komendę i Czarny mocno skręcił w prawo wprowadzając mnie w poślizg. Wyleciałem w krzaki... pies grzecznie poczekał ;) Zebrałem się i pojechaliśmy dalej akurat na podjazd. Dwa zakręty i zjazd... bardzo wyboisty. Podeszwa buta była już zamrożona dlatego zacząłem się ślizgać na podeście przy tych nierównościach na zjeździe. Zjechały mi nogi i jakieś 10m przejechałem na kolanach po trasie trzymając się hulajnogi. Na samym końcu próbując wstać na szybkości wyrżnąłem. Wstałem i chciałem jechać dalej, ale kierownica odwróciła się o 180 stopni. Ani w prawo ani w lewo... więc po jakichś 20 sekundach był kopniak w oponę i zadziałało. Mogliśmy dalej jechać, ale wiedziałem, że dużo czasu straciłem. Na metę wpadliśmy i o dziwo czas nie był taki zły jaki mógł się wydawać na te warunki i straty czasowe. 10:52 min. Straciłem 38 sekund więc byłem bardzo zadowolony, bo Nascar pobiegł rewelacyjnie ( jak zawsze ). Niecała minuta przewagi nad Jolą.
Drugiego dnia startowaliśmy wcześniej i dało się to odczuć nawet przed stawieniem się na linii. Temperatura oscylowała w granicach -10 stopni. Dwie pary rękawiczek nie pomogły. Tym razem jechałem trochę ostrożniej, mijałem nawet 2 zaprzęgi na wyboistym zjeździe gdzie wczoraj leżałem. Wszystko bezproblemowo. Kiedy pojawiła się tabliczka 800 m do mety nogi mi zjechały ponownie z podestu hulajnogi, niestety buty nie były dobrze dobrane na ten mróz. Musiałem się zatrzymać i ruszyć...ale za 10 m stało się to samo, znów zjechałem. Ponowne zatrzymanie i rozpędzanie się. Wpadliśmy na metę poprawiając czas o 17 sekund. Dziś też straciłem ale na pewno mniej niż w sobotę. Powiększyliśmy przewagę i wygraliśmy w naszej klasie. Bardzo dobre zawody !
Tym startem zakończyliśmy nasz sezon, obfity w zawody. Przyszedł czas na leczenie kontuzji i zasłużony odpoczynek ( tylko częściowo ). Jednocześnie wygraliśmy w tym roku Puchar Polski w klasie Scooter 1. Podsumowanie sezonu w statystykach pojawi się wkrótce !
13 Grudzień 2012
Na szczęście po 12 kiedy szykowałem się do startu zrobiło się trochę cieplej, około 0 stopni C. Trasa miała 5km ze zjazdami i podjazdami oraz dość oryginalnym początkiem, który uważam za jeden z najbardziej widowiskowych biorąc pod uwagę aurę śniegu i zamrożonego stawu. W sumie śnieg był ubity, w kliku miejscach nawet przebijały się liście.
Pierwszego dnia zaczynałem jako pierwszy w SC1, układało się dobrze mimo śliskich zakrętów. W pewnym momencie na łuku przy większej prędkości wydałem komendę i Czarny mocno skręcił w prawo wprowadzając mnie w poślizg. Wyleciałem w krzaki... pies grzecznie poczekał ;) Zebrałem się i pojechaliśmy dalej akurat na podjazd. Dwa zakręty i zjazd... bardzo wyboisty. Podeszwa buta była już zamrożona dlatego zacząłem się ślizgać na podeście przy tych nierównościach na zjeździe. Zjechały mi nogi i jakieś 10m przejechałem na kolanach po trasie trzymając się hulajnogi. Na samym końcu próbując wstać na szybkości wyrżnąłem. Wstałem i chciałem jechać dalej, ale kierownica odwróciła się o 180 stopni. Ani w prawo ani w lewo... więc po jakichś 20 sekundach był kopniak w oponę i zadziałało. Mogliśmy dalej jechać, ale wiedziałem, że dużo czasu straciłem. Na metę wpadliśmy i o dziwo czas nie był taki zły jaki mógł się wydawać na te warunki i straty czasowe. 10:52 min. Straciłem 38 sekund więc byłem bardzo zadowolony, bo Nascar pobiegł rewelacyjnie ( jak zawsze ). Niecała minuta przewagi nad Jolą.
Drugiego dnia startowaliśmy wcześniej i dało się to odczuć nawet przed stawieniem się na linii. Temperatura oscylowała w granicach -10 stopni. Dwie pary rękawiczek nie pomogły. Tym razem jechałem trochę ostrożniej, mijałem nawet 2 zaprzęgi na wyboistym zjeździe gdzie wczoraj leżałem. Wszystko bezproblemowo. Kiedy pojawiła się tabliczka 800 m do mety nogi mi zjechały ponownie z podestu hulajnogi, niestety buty nie były dobrze dobrane na ten mróz. Musiałem się zatrzymać i ruszyć...ale za 10 m stało się to samo, znów zjechałem. Ponowne zatrzymanie i rozpędzanie się. Wpadliśmy na metę poprawiając czas o 17 sekund. Dziś też straciłem ale na pewno mniej niż w sobotę. Powiększyliśmy przewagę i wygraliśmy w naszej klasie. Bardzo dobre zawody !
Tym startem zakończyliśmy nasz sezon, obfity w zawody. Przyszedł czas na leczenie kontuzji i zasłużony odpoczynek ( tylko częściowo ). Jednocześnie wygraliśmy w tym roku Puchar Polski w klasie Scooter 1. Podsumowanie sezonu w statystykach pojawi się wkrótce !
13 Grudzień 2012
Witów 2012
Fot. Monika Stawowczyk
Rok temu musiałem zrezygnować z zawodów w Witowie, ponieważ w tym samym czasie były Mistrzostwa Świata w Borken. Jednak tym razem był to obowiązek aby tam pojechać.
Trasa jak się okazała była naprawdę urozmaicona i nie dało się nudzić. Różna nawierzchnia z przewagą piasku, ciekawe zakręty między drzewami, nawet mały podjazd. Dokładnie miała 4,5km a na pierwszej prostej można było nawet zauważyć fotoradar ;) Startowałem z Nassim jako pierwszy w scooterze. Szło nam dobrze jednak w pewnym momencie zabrakło u mnie skupienia i zapłaciłem upadkiem na ostrym zakręcie. Czarny poczekał i zaraz ruszyliśmy dalej. Wjechaliśmy na metę z dużą prędkością i można było podziękować psu za świetną współpracę. Mimo gleby byliśmy na pierwszym miejscu z dość dużą przewagą czasową nad drugim zawodnikiem. Postanowiłem również wystartować z klasie D0 z Odim oraz Chesiem. Typowo rekreacyjnie w defiladowym kroku przemierzyliśmy 4,5km ciesząc się każdą chwilą na trasie :)
Drugiego dnia nastawiony byłem na koncentrację na całej długości trasy. Udało się to zrealizować, tym razem bez niepotrzebnych kontaktów z ziemią ;) Przejechaliśmy ponownie tą jakże ciekawą trasę poprawiając czas o 7 sekund. Nie było żadnych problemów przy wyprzedzaniu dwóch zaprzęgów z klasy D2 pomimo wąskich ścieżek. Wygraliśmy ponownie przypieczętując jednocześnie zwycięstwo w Pucharze Polski. W D0 zajęliśmy ostatnie miejsce, czyli 6, jednak dzięki temu mogłem dobrze nacieszyć się widokami z trasy, czego nie mogę powiedzieć po jeździe z Nascarem :)
W moim odczuciu zawody bardzo dobrze zorganizowane, trasa oryginalna i interesująca. Świetnie się bawiliśmy, szczególnie poza samymi startami :)
28 Listopad 2012
Trasa jak się okazała była naprawdę urozmaicona i nie dało się nudzić. Różna nawierzchnia z przewagą piasku, ciekawe zakręty między drzewami, nawet mały podjazd. Dokładnie miała 4,5km a na pierwszej prostej można było nawet zauważyć fotoradar ;) Startowałem z Nassim jako pierwszy w scooterze. Szło nam dobrze jednak w pewnym momencie zabrakło u mnie skupienia i zapłaciłem upadkiem na ostrym zakręcie. Czarny poczekał i zaraz ruszyliśmy dalej. Wjechaliśmy na metę z dużą prędkością i można było podziękować psu za świetną współpracę. Mimo gleby byliśmy na pierwszym miejscu z dość dużą przewagą czasową nad drugim zawodnikiem. Postanowiłem również wystartować z klasie D0 z Odim oraz Chesiem. Typowo rekreacyjnie w defiladowym kroku przemierzyliśmy 4,5km ciesząc się każdą chwilą na trasie :)
Drugiego dnia nastawiony byłem na koncentrację na całej długości trasy. Udało się to zrealizować, tym razem bez niepotrzebnych kontaktów z ziemią ;) Przejechaliśmy ponownie tą jakże ciekawą trasę poprawiając czas o 7 sekund. Nie było żadnych problemów przy wyprzedzaniu dwóch zaprzęgów z klasy D2 pomimo wąskich ścieżek. Wygraliśmy ponownie przypieczętując jednocześnie zwycięstwo w Pucharze Polski. W D0 zajęliśmy ostatnie miejsce, czyli 6, jednak dzięki temu mogłem dobrze nacieszyć się widokami z trasy, czego nie mogę powiedzieć po jeździe z Nascarem :)
W moim odczuciu zawody bardzo dobrze zorganizowane, trasa oryginalna i interesująca. Świetnie się bawiliśmy, szczególnie poza samymi startami :)
28 Listopad 2012
Mikołów 2012
Fot. Martyna Szczykutowicz
Następnym punktem w obfitym sezonie startowym zostały zawody w Mikołowie, organizowane przez Husky Fan. Tak naprawdę były to dopiero nasze drugie zawody w Polsce tej jesieni. Rok temu trasa była bardzo szybka i twarda, właśnie tam zrobiliśmy nasz rekord średniej prędkości w scooterze. Jednak teraz było całkowicie inaczej, połowa trasy została poprowadzona po polach na których ciężko osiągnąć wysoką prędkość Dla mnie to było bardzo ciekawe, coś nowego. Pierwszego dnia startowałem zaraz za klasą B2 i już wiedziałem, że na trasie będę ich wyprzedzał. Wystartowaliśmy i bezbłędnie przejechaliśmy całe 5,4km mijając po drodze 3 zaprzęgi. Pierwsza część trasy szybsza, druga wolniejsza. Czas 10:43 min dający średnią ponad 30km/h - było bardzo dobrze !
Drugiego dnia ponownie startowaliśmy za większymi klasami. Nie było błędów na trasie, wyprzedzałem naraz 12 psów na wąskiej ścieżce bez problemów. Nascar biegł jak zaprogramowany ;) W sumie nasz przejazd był taki sam jak pierwszego dnia, poprawiliśmy czas o jedną sekundę. To było najważniejsze... równe bieganie 2 dni pod rząd. Udało się zrealizować cel ;)
Zawody uważam za bardzo udane ! See u in Witów ;)
27 Listopad 2012
Drugiego dnia ponownie startowaliśmy za większymi klasami. Nie było błędów na trasie, wyprzedzałem naraz 12 psów na wąskiej ścieżce bez problemów. Nascar biegł jak zaprogramowany ;) W sumie nasz przejazd był taki sam jak pierwszego dnia, poprawiliśmy czas o jedną sekundę. To było najważniejsze... równe bieganie 2 dni pod rząd. Udało się zrealizować cel ;)
Zawody uważam za bardzo udane ! See u in Witów ;)
27 Listopad 2012
Kędzierzyn Koźle 2012
Fot. Aleksandra Pieron
Właściwie mógłbym powiedzieć, że po Mistrzostwach w Niemczech zaczął się mój sezon w Scooterze. Kontuzja uniemożliwiła mi starty w canicrossie. Przede mną były conajmniej 4 edycje zawodów w Polsce. Tydzień po ME pojechaliśmy do pobliskiego Kędzierzyna ( już po raz 5 ). Znałem bardzo dobrze trasę i wiedziałem, że to będzie dobry sprawdzian moich umiejętności.
Pierwszego dnia temperatura nie sprzyjała nam. Było ciepło i widać to było po psach. Na szczęście trasa w SC1 miała 4,3km i szybko dotarliśmy na metę. 20 zakrętów w tym większość po 90 stopni wymuszała skupienie w 100%. Niestety nie udało mi się zrealizować celu, żeby nie zaliczyć upadku. Po pierwszym kilometrze na zakręcie wpadłem w lekki poślizg i "kontrolowanie" wywróciłem się ;) Reszta trasa przebiegła pomyślnie, zameldowaliśmy się na mecie z najlepszym czasem w scooterze zajmując 1 miejsce. Fajnie było znowu poczuć trochę prędkości na hulajnodze :)
Drugiego dnia temperatura również nas nie rozpieszczała. Była trochę za wysoka, dlatego skrócono nam trasę o 0,5km. Tym razem przejechaliśmy z Nassim bez mojego upadku, było naprawdę szybko. Ponownie nasz przejazd był najszybszy. Wygraliśmy zdobywając kolejne cenne doświadczenie. Nascar po krótkim odpoczynku był gotów na kolejny bieg. Wystawiliśmy jeszcze klubową sztafetę mieszaną. Ja na pierwszej zmianie w SC1, Jola na drugiej w BJ oraz Piotrek na 3 w SC2. Przyjechaliśmy jako pierwsi na drugą zmianę dając lekki zapas czasu następnym. Po wyrównanej walce na sekundy zajęliśmy ostatecznie II miejsce. Było naprawdę co oglądać ;)
Wyjazd był bardzo udany, spanie w szkole dostarczyło nam dawkę świetnego humoru :) W dziale " Galeria " można znaleźć film z przejazdu.
25 Listopad 2012
Pierwszego dnia temperatura nie sprzyjała nam. Było ciepło i widać to było po psach. Na szczęście trasa w SC1 miała 4,3km i szybko dotarliśmy na metę. 20 zakrętów w tym większość po 90 stopni wymuszała skupienie w 100%. Niestety nie udało mi się zrealizować celu, żeby nie zaliczyć upadku. Po pierwszym kilometrze na zakręcie wpadłem w lekki poślizg i "kontrolowanie" wywróciłem się ;) Reszta trasa przebiegła pomyślnie, zameldowaliśmy się na mecie z najlepszym czasem w scooterze zajmując 1 miejsce. Fajnie było znowu poczuć trochę prędkości na hulajnodze :)
Drugiego dnia temperatura również nas nie rozpieszczała. Była trochę za wysoka, dlatego skrócono nam trasę o 0,5km. Tym razem przejechaliśmy z Nassim bez mojego upadku, było naprawdę szybko. Ponownie nasz przejazd był najszybszy. Wygraliśmy zdobywając kolejne cenne doświadczenie. Nascar po krótkim odpoczynku był gotów na kolejny bieg. Wystawiliśmy jeszcze klubową sztafetę mieszaną. Ja na pierwszej zmianie w SC1, Jola na drugiej w BJ oraz Piotrek na 3 w SC2. Przyjechaliśmy jako pierwsi na drugą zmianę dając lekki zapas czasu następnym. Po wyrównanej walce na sekundy zajęliśmy ostatecznie II miejsce. Było naprawdę co oglądać ;)
Wyjazd był bardzo udany, spanie w szkole dostarczyło nam dawkę świetnego humoru :) W dziale " Galeria " można znaleźć film z przejazdu.
25 Listopad 2012
Mistrzostwa Europy ESDRA Christianslust 2012
Fot. Paulius Stravinskas
Mój najważniejszy start w sezonie. Największym celem moich przygotowań była właśnie ta impreza. Niestety 2 tygodnie przed zawodami odezwała się moja kontuzja ścięgna Achillesa i już wiedziałem, że to będzie mój ostatni start w Canicrossie w tym roku. Postanowiłem walczyć na maksimum moich możliwości pomimo bólu.
Przybyliśmy do małej miejscowości Christianslust już w czwartek późnym wieczorem. Niestety musieliśmy spać w aucie, gdyż w naszej noclegowni nikogo nie było. Rankiem pojechaliśmy na stake out, odprawiliśmy się, przeszliśmy trasę i z powrotem do naszego apartamentu. Tego samego dnia poznaliśmy listy startowe, uczestniczyliśmy w uroczystym otwarciu mistrzostw i spotkaliśmy wielu zagranicznych znajomych.
Canicross startował jako pierwszy, na samym początku juniorzy na krótkiej trasie a następnie my seniorzy i weterani. Trasa miała 5,05 km, według mnie bardziej szybsza niż wolniejsza. Długie proste, zakręty po 90 stopni i mijanka 400 metrowa. Jeśli chodzi o podłoże to piasek, szuter, troszkę trawy i kałuże na końcu. Śmigałem na końcu stawki, gdy wyruszyliśmy poczułem przypływ adrenaliny i biegłem nie zważając na nic. Nassi dzielnie pracował, bardzo dobrze zachował się przy wyprzedzaniu, nie reagował na nikogo przy mijance, pracował do samego końca. Wyprzedziliśmy paru zawodników i wpadliśmy na metę z czasem 12:39min. Byłem pozytywnie zaskoczony i bardzo zadowolony. Ostatnie treningi przed zawodami były niepełne, ponieważ noga bolała i nie chciałem przesadzać. Nie sądziłem, że uda się pobiec tak szybko. Byliśmy na pierwszym miejscu z przewagą jednej minuty i 20 sekund. Było bardzo dobrze !
Tego samego dnia pojechaliśmy na wieczór mushera, który bardzo miło wspominam :)
Cały dzień był naprawdę udany, poszedłem spać z uśmiechem na twarzy !
Następnego dnia ponownie startowaliśmy w canicrossie jako pierwsi. Wyruszyłem jako pierwszy, byłem gotowy na pogorszenie czasu z powodu nogi. Wpadając na metę uświadomiłem sobie w końcu, że ponownie wygraliśmy wśród seniorów i obroniliśmy tytuł sprzed 2 lat. W 2010 roku, pierwszym startowym sezonie Nascara osiągnęliśmy sukces jakiego sobie nie wyobrażałem. Teraz obroniliśmy tytuł podczas najważniejszych zawodów w sezonie. Radość na mecie była wielka. Czas ponownie mnie pozytywnie zaskoczył. Tylko 6 sekund gorzej... biorąc pod uwagę większe błoto w dzisiejszym dniu na trasie pobiegliśmy tak samo. Na drugim miejscu przybiegł Mateusz z czego również się bardzo ucieszyłem - jemu naprawdę się należało.
Po moim biegu miałem dużo czasu, który dobrze wykorzystałem i bardzo miło spędziłem w towarzystwie :)
Czekały nas jeszcze sztafety. To na co czekają wszyscy, to co przyciąga najwięcej kibiców, to co powoduje największe emocje.
Plan był taki: Maciek na pierwszej zmianie, Brylu na drugiej, ja gonię na ostatniej. Wiedzieliśmy, że mamy dużą szansę na zwycięstwo i kolejną obronę tytułu sprzed 2 lat. Jednak na ME nie ma słabych zawodników, tu trzeba walczyć do końca i na 100%. Trasa miała 1,5 km - według mnie dobry dystans na sztafetę. Gdy wyruszyła pierwsza zmiana nie widziałem totalnie nic... było za dużo kibiców :) Druga zmiana również przemknęła niezauważona, myślałem, że jesteśmy na drugim miejscu. Gdy wchodziłem do korytarza startowego usłyszałem, że Brylu wybiegał ze strefy jako czwarty ! Pomyślałem, że będzie naprawdę ciężko. Serce zaczęło mi bić mocniej gdy koło mnie przemknął Michal Zenisek dając zmianę Martinie Stepankovej. Sekundy wydawały się godzinami... czekałem i czekałem. Byłem pewien, że Mateusz tanio skóry nie sprzeda... i miałem rację. Wbiegł jako drugi z zawodnikiem na plecach, klepnął i już wystartowaliśmy skupiając się na Czeskiej sztafecie. Po 200 - 300 m dogoniłem zawodniczkę, wyprzedzając ją przed ostrym zakrętem w prawo. Byliśmy na prowadzeniu, lecz cały czas byłem czujny... nie biegłem na zabicie karku. Tu liczyło się doświadczenie. Ostatni zakręt i została 400 metrowa prosta do mety, do zwycięstwa oczekiwanego przed polskich zawodników. Gdy usłyszałem głośne " Niko., Niko ! " po prostu przeniosłem się w czasie do Włoch,. Przestałem czuć jakiekolwiek zmęczenie, nogi przyśpieszyły, dało się poczuć wzruszenie jakie towarzyszyło mi w 2 lata wcześniej gdy wbiegałem na metę po zwycięstwo. Doskonale pamiętam każdą sekundę tego biegu. Parę ostatnich metrów przebiegłem z polską flagą w ręce, podaną przez Łukasza. To było niesamowite ! Zwyciężyliśmy po heroicznej walce, obroniliśmy tytuł i nie zawiedliśmy. To było dobre podsumowanie całych tych wspaniałych zawodów !
Najlepsze zawody w tym roku pod wieloma względami. Każda chwila spędzona tam była dla mnie przyjemnością. Wspomnienia pozostaną cenną pamiątką na całe życie ! Oczywiście to wszystko to również zasługa pewnych osób które tam były, które stworzyły tą wspaniałą atmosferę. Dziękuję Wam wszystkim :)
5 Listopad 2012
Przybyliśmy do małej miejscowości Christianslust już w czwartek późnym wieczorem. Niestety musieliśmy spać w aucie, gdyż w naszej noclegowni nikogo nie było. Rankiem pojechaliśmy na stake out, odprawiliśmy się, przeszliśmy trasę i z powrotem do naszego apartamentu. Tego samego dnia poznaliśmy listy startowe, uczestniczyliśmy w uroczystym otwarciu mistrzostw i spotkaliśmy wielu zagranicznych znajomych.
Canicross startował jako pierwszy, na samym początku juniorzy na krótkiej trasie a następnie my seniorzy i weterani. Trasa miała 5,05 km, według mnie bardziej szybsza niż wolniejsza. Długie proste, zakręty po 90 stopni i mijanka 400 metrowa. Jeśli chodzi o podłoże to piasek, szuter, troszkę trawy i kałuże na końcu. Śmigałem na końcu stawki, gdy wyruszyliśmy poczułem przypływ adrenaliny i biegłem nie zważając na nic. Nassi dzielnie pracował, bardzo dobrze zachował się przy wyprzedzaniu, nie reagował na nikogo przy mijance, pracował do samego końca. Wyprzedziliśmy paru zawodników i wpadliśmy na metę z czasem 12:39min. Byłem pozytywnie zaskoczony i bardzo zadowolony. Ostatnie treningi przed zawodami były niepełne, ponieważ noga bolała i nie chciałem przesadzać. Nie sądziłem, że uda się pobiec tak szybko. Byliśmy na pierwszym miejscu z przewagą jednej minuty i 20 sekund. Było bardzo dobrze !
Tego samego dnia pojechaliśmy na wieczór mushera, który bardzo miło wspominam :)
Cały dzień był naprawdę udany, poszedłem spać z uśmiechem na twarzy !
Następnego dnia ponownie startowaliśmy w canicrossie jako pierwsi. Wyruszyłem jako pierwszy, byłem gotowy na pogorszenie czasu z powodu nogi. Wpadając na metę uświadomiłem sobie w końcu, że ponownie wygraliśmy wśród seniorów i obroniliśmy tytuł sprzed 2 lat. W 2010 roku, pierwszym startowym sezonie Nascara osiągnęliśmy sukces jakiego sobie nie wyobrażałem. Teraz obroniliśmy tytuł podczas najważniejszych zawodów w sezonie. Radość na mecie była wielka. Czas ponownie mnie pozytywnie zaskoczył. Tylko 6 sekund gorzej... biorąc pod uwagę większe błoto w dzisiejszym dniu na trasie pobiegliśmy tak samo. Na drugim miejscu przybiegł Mateusz z czego również się bardzo ucieszyłem - jemu naprawdę się należało.
Po moim biegu miałem dużo czasu, który dobrze wykorzystałem i bardzo miło spędziłem w towarzystwie :)
Czekały nas jeszcze sztafety. To na co czekają wszyscy, to co przyciąga najwięcej kibiców, to co powoduje największe emocje.
Plan był taki: Maciek na pierwszej zmianie, Brylu na drugiej, ja gonię na ostatniej. Wiedzieliśmy, że mamy dużą szansę na zwycięstwo i kolejną obronę tytułu sprzed 2 lat. Jednak na ME nie ma słabych zawodników, tu trzeba walczyć do końca i na 100%. Trasa miała 1,5 km - według mnie dobry dystans na sztafetę. Gdy wyruszyła pierwsza zmiana nie widziałem totalnie nic... było za dużo kibiców :) Druga zmiana również przemknęła niezauważona, myślałem, że jesteśmy na drugim miejscu. Gdy wchodziłem do korytarza startowego usłyszałem, że Brylu wybiegał ze strefy jako czwarty ! Pomyślałem, że będzie naprawdę ciężko. Serce zaczęło mi bić mocniej gdy koło mnie przemknął Michal Zenisek dając zmianę Martinie Stepankovej. Sekundy wydawały się godzinami... czekałem i czekałem. Byłem pewien, że Mateusz tanio skóry nie sprzeda... i miałem rację. Wbiegł jako drugi z zawodnikiem na plecach, klepnął i już wystartowaliśmy skupiając się na Czeskiej sztafecie. Po 200 - 300 m dogoniłem zawodniczkę, wyprzedzając ją przed ostrym zakrętem w prawo. Byliśmy na prowadzeniu, lecz cały czas byłem czujny... nie biegłem na zabicie karku. Tu liczyło się doświadczenie. Ostatni zakręt i została 400 metrowa prosta do mety, do zwycięstwa oczekiwanego przed polskich zawodników. Gdy usłyszałem głośne " Niko., Niko ! " po prostu przeniosłem się w czasie do Włoch,. Przestałem czuć jakiekolwiek zmęczenie, nogi przyśpieszyły, dało się poczuć wzruszenie jakie towarzyszyło mi w 2 lata wcześniej gdy wbiegałem na metę po zwycięstwo. Doskonale pamiętam każdą sekundę tego biegu. Parę ostatnich metrów przebiegłem z polską flagą w ręce, podaną przez Łukasza. To było niesamowite ! Zwyciężyliśmy po heroicznej walce, obroniliśmy tytuł i nie zawiedliśmy. To było dobre podsumowanie całych tych wspaniałych zawodów !
Najlepsze zawody w tym roku pod wieloma względami. Każda chwila spędzona tam była dla mnie przyjemnością. Wspomnienia pozostaną cenną pamiątką na całe życie ! Oczywiście to wszystko to również zasługa pewnych osób które tam były, które stworzyły tą wspaniałą atmosferę. Dziękuję Wam wszystkim :)
5 Listopad 2012
Nova Spisska Ves 2012
Kolejnymi zawodami w tym sezonie na które pojechaliśmy były Mistrzostwa Słowacji zorganizowane w Novej Spisskiej Vsi. W sumie to były moje pierwsze zawody na Słowacji. Tak naprawdę jedne z najlepszych w tym sezonie.
Przyjechaliśmy w piątek, spaliśmy w szkole... Było naprawdę bardzo sympatycznie. Ekipa przebywająca tam zapewniła nam niemałą dawkę pozytywnej energii i dobrego humoru na cały wyjazd :)
Startowałem z Czarnym w Scooterze, niestety frekwencja + śmieszne podziały klas na Słowacji spowodowały, że nie było się z kim ścigać. Pogoda jednak sprawiła, że nawet samemu w klasie było co robić. Opady deszczu, temperatura oscylująca w granicach 0 stopni i mroźny wiatr sprawił, że każdy chciał uciekać ze stake out'u. Pierwszego dnia startowałem od razu za klasą Scooter 2. Trasa wynosiła 4,95 km. Po pierwszym kilometrze przestałem widzieć i czuć cokolwiek. Cały przemoczony, z błotem wszędzie... nawet w nosie jechałem po polach ufając Nascarowi, że dobrze wybiera drogę. Naliczyłem chyba z 2-3 znaki oraz może z 20 m taśmy. Naprawdę niezły wynik.! Dużo nie pamiętam, jedynie to, że mniej więcej w połowie mijałem Michała, który startował w scooterze 2 oraz to, że podbiegałem pod jedną górkę. Wpadłem na metę lokując się z pierwszym czasem ( porównywalnym do Bikejoringu ) na 2 osoby w mojej klasie. Jednak przyznam, że bardzo mi się to podobało. Powiem tak, gdyby nie ta pogoda, to trasa byłaby nudna :)
Drugiego dnia ta sama sytuacja, jednak trasa była jeszcze bardziej grząska i wolniejsza. Teraz było więcej błota niż wody. Niestety tak samo wyglądało jak dzień wcześniej... po 500 m mogłem zrezygnować z okularów :) Minęliśmy wcześniej Michała i uciekliśmy mu dosyć szybko. Na metę wpadłem z czasem gorszym niż w sobotę, ale to było nierealne aby nie pogorszyć w takich warunkach. Udało nam się ponownie w tym sezonie zając pierwsze miejsce ! Dla Nascara bez różnicy czy wolniej czy szybciej... zawsze daje z siebie 100% mocy i za to go kocham ! :)
Dziękuję wszystkim którzy tam byli i przyczynili się do miłych wspomnień ! Naprawdę były to jedne z najlepszych zawodów w tym sezonie. A to co działo się w szkole pozostanie zawsze w "naszych kręgach" ;)
Niestety pogoda odgoniła wszystkich fotografów :(
29 Październik 2012
Przyjechaliśmy w piątek, spaliśmy w szkole... Było naprawdę bardzo sympatycznie. Ekipa przebywająca tam zapewniła nam niemałą dawkę pozytywnej energii i dobrego humoru na cały wyjazd :)
Startowałem z Czarnym w Scooterze, niestety frekwencja + śmieszne podziały klas na Słowacji spowodowały, że nie było się z kim ścigać. Pogoda jednak sprawiła, że nawet samemu w klasie było co robić. Opady deszczu, temperatura oscylująca w granicach 0 stopni i mroźny wiatr sprawił, że każdy chciał uciekać ze stake out'u. Pierwszego dnia startowałem od razu za klasą Scooter 2. Trasa wynosiła 4,95 km. Po pierwszym kilometrze przestałem widzieć i czuć cokolwiek. Cały przemoczony, z błotem wszędzie... nawet w nosie jechałem po polach ufając Nascarowi, że dobrze wybiera drogę. Naliczyłem chyba z 2-3 znaki oraz może z 20 m taśmy. Naprawdę niezły wynik.! Dużo nie pamiętam, jedynie to, że mniej więcej w połowie mijałem Michała, który startował w scooterze 2 oraz to, że podbiegałem pod jedną górkę. Wpadłem na metę lokując się z pierwszym czasem ( porównywalnym do Bikejoringu ) na 2 osoby w mojej klasie. Jednak przyznam, że bardzo mi się to podobało. Powiem tak, gdyby nie ta pogoda, to trasa byłaby nudna :)
Drugiego dnia ta sama sytuacja, jednak trasa była jeszcze bardziej grząska i wolniejsza. Teraz było więcej błota niż wody. Niestety tak samo wyglądało jak dzień wcześniej... po 500 m mogłem zrezygnować z okularów :) Minęliśmy wcześniej Michała i uciekliśmy mu dosyć szybko. Na metę wpadłem z czasem gorszym niż w sobotę, ale to było nierealne aby nie pogorszyć w takich warunkach. Udało nam się ponownie w tym sezonie zając pierwsze miejsce ! Dla Nascara bez różnicy czy wolniej czy szybciej... zawsze daje z siebie 100% mocy i za to go kocham ! :)
Dziękuję wszystkim którzy tam byli i przyczynili się do miłych wspomnień ! Naprawdę były to jedne z najlepszych zawodów w tym sezonie. A to co działo się w szkole pozostanie zawsze w "naszych kręgach" ;)
Niestety pogoda odgoniła wszystkich fotografów :(
29 Październik 2012
Eurocanicross ECF Cirencester 2012
Po zeszłorocznej kontuzji i odpuszczeniu startu na Eurocanicrossie ECF-u w Polsce chciałem powalczyć w klasie seniorskiej. Odgryźć się za ostatnie niepowodzenie i zrządzenie losu.
Pojechałem pierwszy raz na Wyspy Brytyjskie, przyznam bardzo ciekawe doświadczenie. Lecz muszę powiedzieć, że nie chciałbym tam dłużej przebywać... jak dla mnie zbyt "specyficzny" kraj :)
Przeszedłem trasę zawodów w piątek. Była to lekka niespodzianka, ponieważ intensywne opady deszczu spowodowały całkowitą zmianę nawierzchni trasy. Zrobiło się bardzo dużo błota, właściwie wszędzie oprócz ostatniego odcinka do mety :) Jednak nie powodowało to u mnie żadnych obaw czy negatywnych emocji. W tym roku byłem na "Ironmush" przebiegłem trasę w Przytkowicach zimą, wygrałem w canicrossie... czyli byłem gotowy na każdą trasę :)
Odprawa weterynaryjna, odbiór numerków, uroczyste rozpoczęcie - to co zawsze w piątek.
W sobotę startowaliśmy indywidualnie w canicrossie co 30 sekund, na trasie 3,9km. Wiedziałem, że muszę szybko uciekać, za mną startował Cedric Van de Putte... miał na celu dogonienie mnie i utrzymanie przewagi. Start był przed południem, było ciepło ale udało się!
Przybiegliśmy z Nassim szybko na metę, beż żadnej wywrotki ( co było nie lada wyczynem na tej trasie ). Nawet nie spodziewałem się, że uda się nam zrobić 40 sekundową przewagę nad drugim zawodnikiem. Byłem naprawdę wesoły, wiedziałem, że daliśmy z siebie 100%. Czasami wydawało się, że biegniemy w miejscu, lecz warunki były dla każdego takie same.
Tego samego dnia, miało miejsce wiele niemiłych sytuacji i kłótni pomiędzy zawodnikami Bikejoringu ( generalnie polskich ), jak i również między organizatorami ECF-u i Anglikami. Mógłbym napisać co myślę o tym wszystkim tutaj, ale nie warto. Już swoje zdanie wyraziłem, a to nie jest dobre miejsce na tego typu komentarze.
Drugi dzień przywitał nas mrozem i szronem z rana. Bardzo dobre warunki, szkoda, że tylko dla Bikejoringu. Kiedy startował canicross, był już upał. Mieliśmy pokonać trasę 6 km ( ciężkich 6 km ) ze startu wspólnego. Moim celem tego dnia było wbiegnięcie jako pierwszy do wąskiego "tunelu" zaraz po starcie... potem uciekanie. Niestety ale już od samego rana czułem niemoc w sobie. Nie wiem, może dlatego że bardzo mało zjadłem poprzedniego dnia. Udało mi się zrealizować cel, wbiegliśmy z Czarnym jako pierwsi i rozpoczęliśmy ucieczkę przed kolejnymi zawodnikami. Początkowo zaliczyłem 2 upadki w trudnych momentach trasy i generalnie nie udało się bardzo oddalić od pościgu.
Dopiero po 3-4km czułem, że biegnę sam z przodu. Utrzymałem prowadzenie do końca, ustanawiając rekord trasy w canicrossie. Nie był to rewelacyjny wynik, ale bardzo dobry jak na te warunki :)
Na mecie byłem totalnie zmęczony ale zadowolony. Myślę, że Nascar gdyby mógł, napisałby to samo. Udało się po raz pierwszy zdobyć tytuł Mistrza Europy ECF-u wśród seniorów. Było warto jechać tak daleko ! Drugi na mecie uplasował się mój dobry znajomy Robin Leyon a na trzecim miejscu Antony le Moigne. Gratulacje dla nich, zasłużyli !
Już od piątku widziałem, że będzie problem ze sztafetą. Niestety było tylko dwóch zawodników z Polski w canicrossie którzy mogli wystartować w sztafecie. Domyślałem się, że trzeba będzie kombinować. Postanowiłem "postawić" na Olgierda, znając pozostałych zawodników Bikejoringu. Musiało się udać, walczyliśmy nie o zwycięstwo, ale o podium.
Jak zwykle ta dyscyplina przyniosła najwięcej emocji. Olgierd wystrzelił na pierwszej zmianie, przybiegł jako drugi za Philipe'm Wery. Tak jak sądziłem, Belgijska sztafeta była poza zasięgiem, mieli najmocniejszy skład od kiedy startuję. Na drugiej zmianie walczył Krzysiek Paluch, przybiegł dosłownie na równi z Francuzem... czyli ważyły się losy drugiego i trzeciego miejsca. Nassi zniecierpliwiony długim oczekiwaniem wyrwał mnie do przodu a ja przebierałem nogami ile sił. Ścigałem się z Antonym na 1,5 km. Wiedziałem, że będzie ciężko.. jest naprawdę dobrym zawodnikiem. Po drodze uważałem, żeby nie zrobić kolosalnego błędu - wywrócić się na błocie. Udało się utrzymać równowagę, niekiedy pewnie kosztem sekundy czy dwóch, ale nie kilku gdybym zaliczył glebę. Gdy wybiegłem na ostatnie 500m to widziałem, że nasza pozycja jest niezagrożona. Mimo to biegłem z całych sił do mety. Udało się ! Zdobyliśmy 2 miejsce w sztafetach. To było najlepsze co mogliśmy zrobić, belgijska sztafeta zdeklasowała wszystkich na ponad minutę. Nascar ucieszony wpadł na metę... ja tak samo. Zrobiliśmy swoje, mogliśmy wracać do domu z podniesionymi głowami :)
Dziękuję wszystkim którzy mi pomogli, którzy ze mną wytrzymali przed i w trakcie zawodów. Również dziękuję firmie DROTEX PKL oraz Dogspecialist za pomoc finansową, bez której wyjazd byłby niemożliwy. I wszystkim tym, dzięki którym ten sukces został osiągnięty przez nas !
20 październik 2012
Pojechałem pierwszy raz na Wyspy Brytyjskie, przyznam bardzo ciekawe doświadczenie. Lecz muszę powiedzieć, że nie chciałbym tam dłużej przebywać... jak dla mnie zbyt "specyficzny" kraj :)
Przeszedłem trasę zawodów w piątek. Była to lekka niespodzianka, ponieważ intensywne opady deszczu spowodowały całkowitą zmianę nawierzchni trasy. Zrobiło się bardzo dużo błota, właściwie wszędzie oprócz ostatniego odcinka do mety :) Jednak nie powodowało to u mnie żadnych obaw czy negatywnych emocji. W tym roku byłem na "Ironmush" przebiegłem trasę w Przytkowicach zimą, wygrałem w canicrossie... czyli byłem gotowy na każdą trasę :)
Odprawa weterynaryjna, odbiór numerków, uroczyste rozpoczęcie - to co zawsze w piątek.
W sobotę startowaliśmy indywidualnie w canicrossie co 30 sekund, na trasie 3,9km. Wiedziałem, że muszę szybko uciekać, za mną startował Cedric Van de Putte... miał na celu dogonienie mnie i utrzymanie przewagi. Start był przed południem, było ciepło ale udało się!
Przybiegliśmy z Nassim szybko na metę, beż żadnej wywrotki ( co było nie lada wyczynem na tej trasie ). Nawet nie spodziewałem się, że uda się nam zrobić 40 sekundową przewagę nad drugim zawodnikiem. Byłem naprawdę wesoły, wiedziałem, że daliśmy z siebie 100%. Czasami wydawało się, że biegniemy w miejscu, lecz warunki były dla każdego takie same.
Tego samego dnia, miało miejsce wiele niemiłych sytuacji i kłótni pomiędzy zawodnikami Bikejoringu ( generalnie polskich ), jak i również między organizatorami ECF-u i Anglikami. Mógłbym napisać co myślę o tym wszystkim tutaj, ale nie warto. Już swoje zdanie wyraziłem, a to nie jest dobre miejsce na tego typu komentarze.
Drugi dzień przywitał nas mrozem i szronem z rana. Bardzo dobre warunki, szkoda, że tylko dla Bikejoringu. Kiedy startował canicross, był już upał. Mieliśmy pokonać trasę 6 km ( ciężkich 6 km ) ze startu wspólnego. Moim celem tego dnia było wbiegnięcie jako pierwszy do wąskiego "tunelu" zaraz po starcie... potem uciekanie. Niestety ale już od samego rana czułem niemoc w sobie. Nie wiem, może dlatego że bardzo mało zjadłem poprzedniego dnia. Udało mi się zrealizować cel, wbiegliśmy z Czarnym jako pierwsi i rozpoczęliśmy ucieczkę przed kolejnymi zawodnikami. Początkowo zaliczyłem 2 upadki w trudnych momentach trasy i generalnie nie udało się bardzo oddalić od pościgu.
Dopiero po 3-4km czułem, że biegnę sam z przodu. Utrzymałem prowadzenie do końca, ustanawiając rekord trasy w canicrossie. Nie był to rewelacyjny wynik, ale bardzo dobry jak na te warunki :)
Na mecie byłem totalnie zmęczony ale zadowolony. Myślę, że Nascar gdyby mógł, napisałby to samo. Udało się po raz pierwszy zdobyć tytuł Mistrza Europy ECF-u wśród seniorów. Było warto jechać tak daleko ! Drugi na mecie uplasował się mój dobry znajomy Robin Leyon a na trzecim miejscu Antony le Moigne. Gratulacje dla nich, zasłużyli !
Już od piątku widziałem, że będzie problem ze sztafetą. Niestety było tylko dwóch zawodników z Polski w canicrossie którzy mogli wystartować w sztafecie. Domyślałem się, że trzeba będzie kombinować. Postanowiłem "postawić" na Olgierda, znając pozostałych zawodników Bikejoringu. Musiało się udać, walczyliśmy nie o zwycięstwo, ale o podium.
Jak zwykle ta dyscyplina przyniosła najwięcej emocji. Olgierd wystrzelił na pierwszej zmianie, przybiegł jako drugi za Philipe'm Wery. Tak jak sądziłem, Belgijska sztafeta była poza zasięgiem, mieli najmocniejszy skład od kiedy startuję. Na drugiej zmianie walczył Krzysiek Paluch, przybiegł dosłownie na równi z Francuzem... czyli ważyły się losy drugiego i trzeciego miejsca. Nassi zniecierpliwiony długim oczekiwaniem wyrwał mnie do przodu a ja przebierałem nogami ile sił. Ścigałem się z Antonym na 1,5 km. Wiedziałem, że będzie ciężko.. jest naprawdę dobrym zawodnikiem. Po drodze uważałem, żeby nie zrobić kolosalnego błędu - wywrócić się na błocie. Udało się utrzymać równowagę, niekiedy pewnie kosztem sekundy czy dwóch, ale nie kilku gdybym zaliczył glebę. Gdy wybiegłem na ostatnie 500m to widziałem, że nasza pozycja jest niezagrożona. Mimo to biegłem z całych sił do mety. Udało się ! Zdobyliśmy 2 miejsce w sztafetach. To było najlepsze co mogliśmy zrobić, belgijska sztafeta zdeklasowała wszystkich na ponad minutę. Nascar ucieszony wpadł na metę... ja tak samo. Zrobiliśmy swoje, mogliśmy wracać do domu z podniesionymi głowami :)
Dziękuję wszystkim którzy mi pomogli, którzy ze mną wytrzymali przed i w trakcie zawodów. Również dziękuję firmie DROTEX PKL oraz Dogspecialist za pomoc finansową, bez której wyjazd byłby niemożliwy. I wszystkim tym, dzięki którym ten sukces został osiągnięty przez nas !
20 październik 2012
Hill's Cup Hradec Kralove 2012
Kolejne zawody z cyklu Hill'sa rozegrały się w miejscowości Hradec Kralove. Przyznam, że to były jedne z najbardziej oryginalnych zawodów na jakich byłem, pod każdym względem. Trasa zaczynała się pod supermarketem w mieście, przebiegała pod 2-ma mostami, chodnikiem przy ulicy, obok stadionu piłkarskiego, prowadziła po dwóch mostkach, oraz wałach rzecznych.. W sumie 3,2 km na których nie dało się nudzić, był to bardzo dobry test posłuszeństwa dla psa. Odprawa w supermarkecie, rozgrzewka na parkingu ( II dnia na podziemnym z powodu deszczu ) i zakończenie również przed zoologicznym sklepem - to było coś czego nigdy nie zapomnę. Czesi naprawdę potrafią robić dobre zawody w każdym miejscu ;)
Pierwszego dnia miałem niestety pewne problemy, mój błąd który mógł się źle skończyć. Nie będę opisywał, bo źle to wspominam. Jednak przybiegliśmy na pierwszym miejscu ( start wspólny ) z minutową przewagą nad drugim zawodnikiem. Temperatura tego dnia była naprawdę wysoka. Drugiego dnia od rana zaczęło padać. Spowodowało to rozmoczenie trasy, tworząc "lodowisko" na trawiastych odcinkach. To była prawdziwa walka o utrzymanie równowagi. Już na linii startu byłem całkowicie przemoczony, lało cały czas. Przybiegliśmy z Nascarem również jako pierwsi ze startu wspólnego zaliczając po drodze dwa upadki :) Jeden z nich skończył się prawie lądowaniem w stawie. Tym razem mieliśmy większą przewagę, poszło lepiej niż pierwszego dnia..
Zwyciężając 4 etap w canicrossie, odniosłem jednocześnie zwycięstwo w generalnej klasyfikacji pucharu Hill'sa. Cieszyłem się bardzo, gdyż był to dla mnie dobry trening przed zbliżającymi się Mistrzostwami Europy ECF-u i ESDRY. Nascar spisał się znakomicie w każdym z etapów. Byłem z niego dumny ! Podchodzę również sentymentalnie do tego, ponieważ w 2009 roku Hill's Cup był dla mnie pierwszą szansą na start zagraniczny. Pamiętam jak dziś każdy wyścig. Tam nauczyłem się dobrze biegać z psem. Oczywiście dzięki takim zawodnikom jaki Hubert Kiljan, Jiri Suchy, Dusan Erbs czy Vladimir Safr.
10 Październik 2012
Pierwszego dnia miałem niestety pewne problemy, mój błąd który mógł się źle skończyć. Nie będę opisywał, bo źle to wspominam. Jednak przybiegliśmy na pierwszym miejscu ( start wspólny ) z minutową przewagą nad drugim zawodnikiem. Temperatura tego dnia była naprawdę wysoka. Drugiego dnia od rana zaczęło padać. Spowodowało to rozmoczenie trasy, tworząc "lodowisko" na trawiastych odcinkach. To była prawdziwa walka o utrzymanie równowagi. Już na linii startu byłem całkowicie przemoczony, lało cały czas. Przybiegliśmy z Nascarem również jako pierwsi ze startu wspólnego zaliczając po drodze dwa upadki :) Jeden z nich skończył się prawie lądowaniem w stawie. Tym razem mieliśmy większą przewagę, poszło lepiej niż pierwszego dnia..
Zwyciężając 4 etap w canicrossie, odniosłem jednocześnie zwycięstwo w generalnej klasyfikacji pucharu Hill'sa. Cieszyłem się bardzo, gdyż był to dla mnie dobry trening przed zbliżającymi się Mistrzostwami Europy ECF-u i ESDRY. Nascar spisał się znakomicie w każdym z etapów. Byłem z niego dumny ! Podchodzę również sentymentalnie do tego, ponieważ w 2009 roku Hill's Cup był dla mnie pierwszą szansą na start zagraniczny. Pamiętam jak dziś każdy wyścig. Tam nauczyłem się dobrze biegać z psem. Oczywiście dzięki takim zawodnikom jaki Hubert Kiljan, Jiri Suchy, Dusan Erbs czy Vladimir Safr.
10 Październik 2012
Hill's Cup Dobris 2012
Pierwsze zawody po letniej przerwie, rozpoczynające sezon 2012/2013 odbyły się w miejscowości Dobris w Czechach. Po wielu problemach podczas lata udało nam się pojechać na następny etap Hill's Cup'u. Bardzo ładne miasteczko. Trasa prowadziła po łąkach i w lesie. Początek i koniec po "kartoflisku" w taśmach., potem wybiegało się na twarde szutrowe ścieżki i zostawało 600m po nierównej łące.
Jak to zazwyczaj bywa w Czechach startowaliśmy wszystkie 3 etapy masowo razem z kobietami. Naprawdę widowiskowe ! Pierwszego dnia uciekliśmy na samym początku z Nassim uzyskując bardzo dobry wynik 9:54min na trasie 4km. Niestety straciłem trochę sekund, gdy w pewnym momencie musiałem się zatrzymać... Prawie zgubiłem buta :)
Popołudniowy etap pobiegliśmy również bardzo szybko, zwiększając przewagę czasową nad drugim zawodnikiem. Tym razem trasa miała 3km. Następnego dnia wyruszaliśmy ponownie na trasę 4km, lecz w większym upale. Pobiegliśmy z Nascarem tylko trochę wolniej - 10:00min. Byłem bardzo zadowolony, Czarny świetnie się spisał. Wygraliśmy i zdobyliśmy cenne punkty do generalnej klasyfikacji pucharu. Po 3 etapach uzyskaliśmy przewagę 3:22 minut nad drugim zawodnikiem Petrem Fochlerem.
Po zawodach czekała nas długa 500 kilometrowa droga do domu.
Zawody były naprawdę świetne !
20 Wrzesień 2012
Jak to zazwyczaj bywa w Czechach startowaliśmy wszystkie 3 etapy masowo razem z kobietami. Naprawdę widowiskowe ! Pierwszego dnia uciekliśmy na samym początku z Nassim uzyskując bardzo dobry wynik 9:54min na trasie 4km. Niestety straciłem trochę sekund, gdy w pewnym momencie musiałem się zatrzymać... Prawie zgubiłem buta :)
Popołudniowy etap pobiegliśmy również bardzo szybko, zwiększając przewagę czasową nad drugim zawodnikiem. Tym razem trasa miała 3km. Następnego dnia wyruszaliśmy ponownie na trasę 4km, lecz w większym upale. Pobiegliśmy z Nascarem tylko trochę wolniej - 10:00min. Byłem bardzo zadowolony, Czarny świetnie się spisał. Wygraliśmy i zdobyliśmy cenne punkty do generalnej klasyfikacji pucharu. Po 3 etapach uzyskaliśmy przewagę 3:22 minut nad drugim zawodnikiem Petrem Fochlerem.
Po zawodach czekała nas długa 500 kilometrowa droga do domu.
Zawody były naprawdę świetne !
20 Wrzesień 2012
Rogoźnik 2012
Fot. Krzysztof Gawor
W maju odbyły się ostatnie zawody sezonu 2011/2012. Zorganizowane bardzo blisko nas, ponownie w Rogoźniku. Wystartowałem w klasie Scooter 1 z Nascarem.
Niestety obydwa dni były bardzo gorące, dlatego trasa wynosiła tylko 2km.
Pierwszego dnia uzyskaliśmy czas 3:51 dający średnią ponad 30km/h. Dobry wynik na górzystej trasie. Drugiego dnia trasa wiodła w odwrotnym kierunku i jednocześnie była trudniejsza. Jeden długi podjazd oraz szybki i kręty zjazd. Prawdopodobnie przez to pojechaliśmy trochę wolniej, dokładnie 4:02 minut.
Uzyskaliśmy najlepszy czas zawodów w obydwa dni oraz rekord trasy, Nascar jest niesamowity !!!
W dziale Filmy można obejrzeć video z przejazdu drugiego dnia.
Dziękuję wszystkim za naprawdę świetny weekend :)
1 czerwiec 2012
Niestety obydwa dni były bardzo gorące, dlatego trasa wynosiła tylko 2km.
Pierwszego dnia uzyskaliśmy czas 3:51 dający średnią ponad 30km/h. Dobry wynik na górzystej trasie. Drugiego dnia trasa wiodła w odwrotnym kierunku i jednocześnie była trudniejsza. Jeden długi podjazd oraz szybki i kręty zjazd. Prawdopodobnie przez to pojechaliśmy trochę wolniej, dokładnie 4:02 minut.
Uzyskaliśmy najlepszy czas zawodów w obydwa dni oraz rekord trasy, Nascar jest niesamowity !!!
W dziale Filmy można obejrzeć video z przejazdu drugiego dnia.
Dziękuję wszystkim za naprawdę świetny weekend :)
1 czerwiec 2012
Hill’s Cup Plzeň 2012
2 tygodnie po Decinie przyszedł czas na kolejny etap Hill’sa. Tym razem przyszło się nam ścigać w pięknej miejscowości Pilzno. Bardzo dobrze wspominam zawody z 2009 roku. Droga była długa i męcząca, ale opłacało się jechać i startować.
Temperatura niestety była wysoka, lecz zastosowaliśmy wszystkie dostępne środki by się dobrze przygotować do startu. Przyjechaliśmy w piątek wieczorem, odprawiłem się, przywitałem ze znajomymi i poszliśmy przypomnieć sobie trasę z siostrą. Była dokładnie taka sama jak w 2009. Bardzo urozmaicona, zbiegi, podbiegi, ostre zakręty, korzenie, zróżnicowana nawierzchnia – raz miękko a raz twardo. Dobrze sprawdzała posłuszeństwo psa. Noc była ciepła, rano startowaliśmy o 9.00 ze startu wspólnego. Dobrze zmoczyłem i napoiłem Nascara, wiedziałem, że przy takich warunkach jest to bardzo ważne. Ustawiliśmy się na linii startu i czekaliśmy na odliczanie po czym ruszyliśmy do przodu uciekając innym zawodnikom. Przez paręset metrów słyszałem w bliższej odległości innych biegaczy z psami, ale później uciekliśmy im. Czarny biegł jak po sznurku, pierwszy raz zdarzyła mi się na zawodach ciekawa przygoda – jakieś 50m przed nami, trasę przebiegł raz zając a za pół kilometra sarna :) Poczułem przyśpieszenie – Nassi zauważył, ale dla nas to nie problem, bo na treningach zdarza się to dosyć często. Pies tylko popatrzył przez chwilę w stronę uciekającej zwierzyny, ale gnał cały czas do przodu. Na metę wpadliśmy jako pierwsi z przewagą 2 minut. Pierwsze 4,5km za nami. Podszedłem do baseniku z wodą, gdzie Czarny się schłodził.
Po wszystkich startach temperatura bardzo się podniosła – dosłownie było lato. Psy pouciekały do cienia, był dużo czasu na odpoczynek. Wieczorny etap zaczynał się od 19, ja startowałem około 19.30. Było trochę chłodniej, ale strasznie duszno. Powietrze można było dosłownie kroić. Rozpoczynałem bieg jako ostatni, zawodnicy startowali co 30 sekund. Odcinek krótszy ale również wymagający fizycznie – wynosił około 2,3km. Dogoniliśmy 2 zawodników którzy startowali wcześniej i przybiegliśmy na metę przed nimi. Ponownie uzyskaliśmy najlepszy czas. Nascar nie był za bardzo zmęczony, chciał biec dalej na mecie :) Po II etapie można było w końcu zjeść i się zregenerować. Co ważne tym razem nie miałem zakwasów.
Następnego dnia został nam ostatni etap – ponownie 4,5km ale metodą Gundersena. Czyli startowałem jako pierwszy, niestety cały weekend był ciepły i czuć to było na trasie. Ja walczyłem ze zmęczeniem po 2 etapach i upale jaki nam towarzyszył od piątku. Wpadliśmy na metę uzyskując pierwszy czas, trochę gorszy niż za pierwszym razem, ale to było raczej do przewidzenia :) Nascar szczęśliwy po biegu, ja również. Ostatnie wejście do baseniku i poszliśmy się rozchodzić. Wygraliśmy w canicrossie po raz drugi z dużą przewagą. Nassi był niesamowity, nawet w takich ciężkich warunkach pobiegł jak zawsze, czyli super.
Czekały nas jeszcze sztafety mieszane. Ja startowałem w Canicrossie na pierwszej zmianie, reszta drużyny była losowana ze zgłoszonych zawodników. Trafiłem na Lukasa Cechurę w SC1 oraz Pavla Zeniska w BJ. Wszyscy traktowali te sztafety jako dobrą zabawę :) Przy okazji postanowiłem przetestować nowe szelki z Non Stop, lecz byłem zbyt zmęczony, żeby widzieć jak one leżą na moim psie =) Dużo ludzi ustawiło się na starcie, odczekaliśmy moment i na znak wszyscy ruszyli co sił w nogach i łapach. Musiałem szybko uciekać, ale nie udało się to na początku, gdyż 2 inne psy trochę mnie zblokowały. Dopiero po paru sekundach wybiegłem do przodu goniąc Dusana Erbsa. Wpadliśmy w strefę zmian jako pierwsi z Nassim, oddałem psa i klepnąłem Lukasa. Po wyrównanej walce zajęliśmy 2 miejsce z stratą 2-3 sekund do pierwszego. Ale wynik nie był ważny, tylko świetna zabawa. Sztafetę okupiłem zdartymi piętami :)
Na koniec poszliśmy na zakończenie i zostaliśmy bardzo miło zaskoczeni. Organizatorzy zaprosili wszystkich obcokrajowców na środek i podziękowali nam za przyjazd dając gifty. Był to naprawdę miły gest – tego powinni się uczyć niektórzy. Mogliśmy wracać do domu.
28 Maj 2012
Temperatura niestety była wysoka, lecz zastosowaliśmy wszystkie dostępne środki by się dobrze przygotować do startu. Przyjechaliśmy w piątek wieczorem, odprawiłem się, przywitałem ze znajomymi i poszliśmy przypomnieć sobie trasę z siostrą. Była dokładnie taka sama jak w 2009. Bardzo urozmaicona, zbiegi, podbiegi, ostre zakręty, korzenie, zróżnicowana nawierzchnia – raz miękko a raz twardo. Dobrze sprawdzała posłuszeństwo psa. Noc była ciepła, rano startowaliśmy o 9.00 ze startu wspólnego. Dobrze zmoczyłem i napoiłem Nascara, wiedziałem, że przy takich warunkach jest to bardzo ważne. Ustawiliśmy się na linii startu i czekaliśmy na odliczanie po czym ruszyliśmy do przodu uciekając innym zawodnikom. Przez paręset metrów słyszałem w bliższej odległości innych biegaczy z psami, ale później uciekliśmy im. Czarny biegł jak po sznurku, pierwszy raz zdarzyła mi się na zawodach ciekawa przygoda – jakieś 50m przed nami, trasę przebiegł raz zając a za pół kilometra sarna :) Poczułem przyśpieszenie – Nassi zauważył, ale dla nas to nie problem, bo na treningach zdarza się to dosyć często. Pies tylko popatrzył przez chwilę w stronę uciekającej zwierzyny, ale gnał cały czas do przodu. Na metę wpadliśmy jako pierwsi z przewagą 2 minut. Pierwsze 4,5km za nami. Podszedłem do baseniku z wodą, gdzie Czarny się schłodził.
Po wszystkich startach temperatura bardzo się podniosła – dosłownie było lato. Psy pouciekały do cienia, był dużo czasu na odpoczynek. Wieczorny etap zaczynał się od 19, ja startowałem około 19.30. Było trochę chłodniej, ale strasznie duszno. Powietrze można było dosłownie kroić. Rozpoczynałem bieg jako ostatni, zawodnicy startowali co 30 sekund. Odcinek krótszy ale również wymagający fizycznie – wynosił około 2,3km. Dogoniliśmy 2 zawodników którzy startowali wcześniej i przybiegliśmy na metę przed nimi. Ponownie uzyskaliśmy najlepszy czas. Nascar nie był za bardzo zmęczony, chciał biec dalej na mecie :) Po II etapie można było w końcu zjeść i się zregenerować. Co ważne tym razem nie miałem zakwasów.
Następnego dnia został nam ostatni etap – ponownie 4,5km ale metodą Gundersena. Czyli startowałem jako pierwszy, niestety cały weekend był ciepły i czuć to było na trasie. Ja walczyłem ze zmęczeniem po 2 etapach i upale jaki nam towarzyszył od piątku. Wpadliśmy na metę uzyskując pierwszy czas, trochę gorszy niż za pierwszym razem, ale to było raczej do przewidzenia :) Nascar szczęśliwy po biegu, ja również. Ostatnie wejście do baseniku i poszliśmy się rozchodzić. Wygraliśmy w canicrossie po raz drugi z dużą przewagą. Nassi był niesamowity, nawet w takich ciężkich warunkach pobiegł jak zawsze, czyli super.
Czekały nas jeszcze sztafety mieszane. Ja startowałem w Canicrossie na pierwszej zmianie, reszta drużyny była losowana ze zgłoszonych zawodników. Trafiłem na Lukasa Cechurę w SC1 oraz Pavla Zeniska w BJ. Wszyscy traktowali te sztafety jako dobrą zabawę :) Przy okazji postanowiłem przetestować nowe szelki z Non Stop, lecz byłem zbyt zmęczony, żeby widzieć jak one leżą na moim psie =) Dużo ludzi ustawiło się na starcie, odczekaliśmy moment i na znak wszyscy ruszyli co sił w nogach i łapach. Musiałem szybko uciekać, ale nie udało się to na początku, gdyż 2 inne psy trochę mnie zblokowały. Dopiero po paru sekundach wybiegłem do przodu goniąc Dusana Erbsa. Wpadliśmy w strefę zmian jako pierwsi z Nassim, oddałem psa i klepnąłem Lukasa. Po wyrównanej walce zajęliśmy 2 miejsce z stratą 2-3 sekund do pierwszego. Ale wynik nie był ważny, tylko świetna zabawa. Sztafetę okupiłem zdartymi piętami :)
Na koniec poszliśmy na zakończenie i zostaliśmy bardzo miło zaskoczeni. Organizatorzy zaprosili wszystkich obcokrajowców na środek i podziękowali nam za przyjazd dając gifty. Był to naprawdę miły gest – tego powinni się uczyć niektórzy. Mogliśmy wracać do domu.
28 Maj 2012
Hill’s Cup Decin Maxicky 2012
Pierwsza edycja czeskich zawodów odbyła się na jednej z najcięższych tras, oczywiście wspominając rok 2009. Wtedy pierwszy raz startowałem na zagranicznych zawodach, nie będąc jeszcze posiadaczem własnego psa. Tak naprawdę to w Czechach na Hill’s Cupie nauczyłem się szybko biegać z psem i rywalizować z najlepszymi. Cenne doświadczenie zdobyte na tamtych trasach pomogło w następnych latach.
Przyjechaliśmy w piątek, 450km w jedną stronę. Odprawiłem się, zwiedziłem trasę i można było odpoczywać. W sobotę rano przygotowałem cały sprzęt i poszedłem się rozgrzewać. Biegliśmy trasę 4,7km – ciężka z licznymi zbiegami i podbiegami. Nawierzchnia w większości twarda, kilka razy przebiegało się przez asfalt. Nie była aż tak męcząca jak w 2009 roku, ale nie można powiedzieć, że nie była ciekawa i oryginalna. W canicrossie startowaliśmy co 30 sekund, ja jako ostatni. Zmoczyłem Nascara w jeziorku, ubrałem mu szelki i pognaliśmy na trasę. Udało się minąć wszystkich zawodników uzyskując najlepszy czas. Trasa w niektórych momentach była niejednoznaczna, ale Czarny doskonale sobie poradził. Skręcał jak auto na sterowanie :) Mijał bez problemów… jak zawsze. Napięta lina oraz galop na całej trasie, tak jak powinno być :)
Tego samego dnia odbywał się II etap – wieczorny. W 2009 roku biegaliśmy po ciemku z czołówkami, w tym roku zrezygnowali z tego. Trasa miała 1,9km – lecz nawet na tak krótkiej były 2 podbiegi oraz jeden dłuższy zbieg. Startowałem ponownie jako ostatni. Nascar napiął się na starcie i grzecznie czekał na mój znak. Na komendę „Go” pognaliśmy do przodu ile sił. Na metę wbiegliśmy – ja zmęczony, pies niezbyt :) Ponownie uzyskaliśmy najlepszy czas, powiększając przewagę nad kolejnymi zawodnikami.
Po wieczornym etapie czułem niestety zakwasy. Długo nie biegałem z psem na takiej trasie, zresztą to jeszcze nie był okres optymalnej formy. Powinna być na jesień. Przypuszczałem, że rano będzie źle.
III etap to ponownie trasa 4,7km. Tym razem start masowy. Wiedziałem, że muszę szybko wystartować na pierwszych 100 metrach, żeby jako pierwszy wbiec w wąski odcinek między drzewami. Udało nam się to, później staraliśmy się uciekać przed innymi. Na szczęście było chłodniej niż pierwszego dnia, ale nawet to nie pomogło. Przez zmęczenie i zakwasy trochę pogorszyłem czas, ale znowu byliśmy najszybsi. Wygraliśmy w canicrossie mężczyzn! Uzyskaliśmy dużą przewagę nad drugim zawodnikiem. Byłem bardzo zadowolony z Nassiego, biegł na 100% na każdym etapie, pomagał mi jak tylko się dało. Trasa mimo, że dawała w kość to nie zrobiła chyba na nim dużego wrażenia :) Szybko się zregenerował i po 2 godzinach był gotów na następny bieg.
Zdobyliśmy cenne punkty do klasyfikacji generalnej całego cyklu Hill’s Cup. Atmosfera na tych zawodach była naprawdę miła. Bardzo mi się tam podobało, aż szkoda było wyjeżdżać. Mimo, że zawodnicy prezentują naprawdę wysoki poziom sportowy, to ich podejście jest inne niż większości polskich zawodników.
27 Maj 2012
Przyjechaliśmy w piątek, 450km w jedną stronę. Odprawiłem się, zwiedziłem trasę i można było odpoczywać. W sobotę rano przygotowałem cały sprzęt i poszedłem się rozgrzewać. Biegliśmy trasę 4,7km – ciężka z licznymi zbiegami i podbiegami. Nawierzchnia w większości twarda, kilka razy przebiegało się przez asfalt. Nie była aż tak męcząca jak w 2009 roku, ale nie można powiedzieć, że nie była ciekawa i oryginalna. W canicrossie startowaliśmy co 30 sekund, ja jako ostatni. Zmoczyłem Nascara w jeziorku, ubrałem mu szelki i pognaliśmy na trasę. Udało się minąć wszystkich zawodników uzyskując najlepszy czas. Trasa w niektórych momentach była niejednoznaczna, ale Czarny doskonale sobie poradził. Skręcał jak auto na sterowanie :) Mijał bez problemów… jak zawsze. Napięta lina oraz galop na całej trasie, tak jak powinno być :)
Tego samego dnia odbywał się II etap – wieczorny. W 2009 roku biegaliśmy po ciemku z czołówkami, w tym roku zrezygnowali z tego. Trasa miała 1,9km – lecz nawet na tak krótkiej były 2 podbiegi oraz jeden dłuższy zbieg. Startowałem ponownie jako ostatni. Nascar napiął się na starcie i grzecznie czekał na mój znak. Na komendę „Go” pognaliśmy do przodu ile sił. Na metę wbiegliśmy – ja zmęczony, pies niezbyt :) Ponownie uzyskaliśmy najlepszy czas, powiększając przewagę nad kolejnymi zawodnikami.
Po wieczornym etapie czułem niestety zakwasy. Długo nie biegałem z psem na takiej trasie, zresztą to jeszcze nie był okres optymalnej formy. Powinna być na jesień. Przypuszczałem, że rano będzie źle.
III etap to ponownie trasa 4,7km. Tym razem start masowy. Wiedziałem, że muszę szybko wystartować na pierwszych 100 metrach, żeby jako pierwszy wbiec w wąski odcinek między drzewami. Udało nam się to, później staraliśmy się uciekać przed innymi. Na szczęście było chłodniej niż pierwszego dnia, ale nawet to nie pomogło. Przez zmęczenie i zakwasy trochę pogorszyłem czas, ale znowu byliśmy najszybsi. Wygraliśmy w canicrossie mężczyzn! Uzyskaliśmy dużą przewagę nad drugim zawodnikiem. Byłem bardzo zadowolony z Nassiego, biegł na 100% na każdym etapie, pomagał mi jak tylko się dało. Trasa mimo, że dawała w kość to nie zrobiła chyba na nim dużego wrażenia :) Szybko się zregenerował i po 2 godzinach był gotów na następny bieg.
Zdobyliśmy cenne punkty do klasyfikacji generalnej całego cyklu Hill’s Cup. Atmosfera na tych zawodach była naprawdę miła. Bardzo mi się tam podobało, aż szkoda było wyjeżdżać. Mimo, że zawodnicy prezentują naprawdę wysoki poziom sportowy, to ich podejście jest inne niż większości polskich zawodników.
27 Maj 2012
Lubieszów 2012
Fot. Anna Kawala Konik
24-25 marca gościliśmy na dziesiątych już, jubileuszowych zawodach w Lubieszowie organizowanych przez klub Cze-mi. Przyjechaliśmy w piątek, nakarmiliśmy psy i w sympatycznym towarzystwie klubowiczów spędzaliśmy czas.
Rano pojechaliśmy na stake out, odprawiliśmy się i przygotowaliśmy sprzęt potrzebny do startu. Prognoza przewidziała niezbyt optymistyczną pogodę na ten weekend i niestety sprawdzało się to. Temperatura wzrastała z każdą godziną, starty rozpoczynały się od 11. Postanowiłem wystartować w klasie Scooter 1, początkowo mieliśmy jechać 3,3km, lecz z powodu wysokiej temperatury trasę skrócono do 2,5km. Odpowiednio wcześnie napoiłem Nascara. 10 minut przed startem poszedłem go dobrze zmoczyć: wrzucić do przygotowanego basenu z wodą :)
Godzina 12:48 – została minuta, stoimy i czekamy na linii startowej. Chciałem przetestować nowy sprzęt na zawodach – kamerę na kasku. Niestety pół godziny przed startem ten kask odmówił współpracy i stał się trochę luźny, dlatego wiedziałem, że wstrząsy na filmie będą nieuniknione. Ostatnie 5 sekund i wyrwaliśmy do przodu. Dwa pierwsze zakręty pokonane w dobrym stylu. Nie byłem na całej trasie przed zawodami, dlatego uważnie obserwowałem znaki. Za amboną 90 stopni w prawo, krótka prosta, ostry zakręt w lewo i dłuższa, aczkolwiek wyboista droga do newralgicznego punktu trasy – zakrętu 180 stopni. Prawdopodobnie za bardzo się skupiłem na odpowiednim wejściu w zakręt, za późno powiedziałem Nascarowi „gee” drugi raz. Za chwilę się poprawiłem i pies skręcił w dobrym kierunku nagle o 90 stopni :) Człowiek uczy się całe życie. Jechaliśmy dalej, pomagałem niekiedy odpychając się, lecz w taki sposób, aby nie szarpać psem. Minęliśmy bez problemów jedną zawodniczkę z dwoma huskymi dotarliśmy do jedynej górki na trasie. Podbiegłem jakieś 10m i szybko wskoczyłem na hulajnogę, gdy zaczęła mi uciekać. Następnie zjazd w piasku, ostry zakręt w prawo i zostało jakieś 650m do mety. Lekkie łuki, miękkie podłoże i wpadliśmy na ostatnią prostą. Tam po prostu przykucnąłem, aby nie przeszkadzać Czarnemu. Wpadliśmy na metę uzyskując dobry czas. Podziękowałem za współpracę i poszliśmy się napić i rozchodzić. Nascar zadowolony, ja również – o to chodzi w tym sporcie :)
Przed 19 zameldowaliśmy się na Wieczorze Mushera, dobre jedzenie, miłe towarzystwo – to jest to na co się czeka tygodniami :) Zostały wręczone zaległe Puchary Polski za rok 2011. Ja również otrzymałem puchar za klasę SC1. Zobaczyłem wyniki – byliśmy z Nassim na 1 miejscu. Następnie wieczór mushera był kontynuowany w naszym noclegu :)
Kolejnego dnia, po przesunięciu czasu na letni, starty odbywały się w sumie 2 godziny wcześniej. Temperatura była podobna, lecz umiarkowany wiatr sprawiał, że było chłodniej. Dziś startowaliśmy w klasie Scooter 1 co 30 sekund, ja jako pierwszy. Po napojeniu i zmoczeniu psa byłem gotowy już na 5 minut przed moim startem. Ostatnie chwile staliśmy na linii, oczekując sygnału Go! Wyruszyliśmy na trasę. Nie popełniłem wczorajszego błędu na zakręcie o 180 stopni. Po drodze udało nam się minąć jedną osobę z canicrossu, oraz zaprzęg złożony z 3 psów na ostatniej prostej do mety. Czasowo pojechaliśmy identycznie tak samo jak wczoraj, byłem z Nascara bardzo zadowolony, spisał się na medal :)
Po startach przyszedł czas na sztafety. Wystawiliśmy 2 canicrossowe – męską w składzie ja z Nascarem, Mateusz z Luną oraz Krzyś z Kuflem i żeńską w kładzie Wiola z Schastą, Oliwia z Lilu, Jola z Krówkiem. Niestety żeńska sztafeta nie ukończyła, ponieważ Schasta odmówiła współpracy. Krzyś i Mateusz dzielnie walczyli na trasie, II zmiana przybiegła na drugim miejscu, klepnięcie i wraz z Nassim pognaliśmy na trasę starając się odrobić straty do pierwszego miejsca. Na szczęście dystans był dobry, gdyż wynosił 1500m, to pozwalało na nadrobienie straconych sekund. Po drodze minęliśmy zawodnika z Sokolika i na metę wpadliśmy jako pierwsi zwyciężając :)
Za chwilę miały odbywać się sztafety mieszane, musiałem szybko napoić Nascara i dać mu chwilę odpoczynku. Nie dostaliśmy go za dużo, po 10 minutach już wołali nas na start. Ja na pierwszej zmianie jechałem w SC1, Oliwia jako druga w BJ a Jola na końcu w SC2. Po odliczeniu wyrwaliśmy z Czarnym do przodu zostawiając w tyle innych, przez całe 1500m myślałem, że wszyscy są parę metrów za mną, lecz gdy wpadłem w strefę zmian i klepnąłem Oliwię, okazało się, że zrobiliśmy około 20 sekundową przewagę. Byłem bardzo dumny z psa, gdyż on przed chwilą biegł w canicrossie, gdzie praca jest najcięższa. Reszta zawodników w mojej zmianie jechała na wypoczętych psach. Niestety Lilu nie chciała współpracować z Oliwią i musieliśmy zrezygnować z dalszej walki. Na szczęście nasza druga klubowa sztafeta w składzie: Wiola – SC1, Krzyś – BJ i Piotrek – SC2 zajęła drugie miejsce!
Spakowaliśmy się, nakarmiliśmy psy i poszliśmy na zakończenie :)
Świetne zawody i wspaniałe towarzystwo. Mimo, że pogoda letnia to organizator stanął na wysokości zadania :) Nascar spisał się znakomicie, uzyskaliśmy pierwsze miejsce w klasie Scooter 1 :)
Niestety jeżdżąc na zawody i startując w różnorodnych sztafetach widzę, że co poniektórzy naprawdę nie dorośli do tego. Proponowałbym konkretnym zawodnikom odpuszczanie startów w sztafetach, jeśli nie potrafią panować nad sobą. Jak to się mówi ” przyrost ambicji nad treścią” :)
27 Marzec 2012
Rano pojechaliśmy na stake out, odprawiliśmy się i przygotowaliśmy sprzęt potrzebny do startu. Prognoza przewidziała niezbyt optymistyczną pogodę na ten weekend i niestety sprawdzało się to. Temperatura wzrastała z każdą godziną, starty rozpoczynały się od 11. Postanowiłem wystartować w klasie Scooter 1, początkowo mieliśmy jechać 3,3km, lecz z powodu wysokiej temperatury trasę skrócono do 2,5km. Odpowiednio wcześnie napoiłem Nascara. 10 minut przed startem poszedłem go dobrze zmoczyć: wrzucić do przygotowanego basenu z wodą :)
Godzina 12:48 – została minuta, stoimy i czekamy na linii startowej. Chciałem przetestować nowy sprzęt na zawodach – kamerę na kasku. Niestety pół godziny przed startem ten kask odmówił współpracy i stał się trochę luźny, dlatego wiedziałem, że wstrząsy na filmie będą nieuniknione. Ostatnie 5 sekund i wyrwaliśmy do przodu. Dwa pierwsze zakręty pokonane w dobrym stylu. Nie byłem na całej trasie przed zawodami, dlatego uważnie obserwowałem znaki. Za amboną 90 stopni w prawo, krótka prosta, ostry zakręt w lewo i dłuższa, aczkolwiek wyboista droga do newralgicznego punktu trasy – zakrętu 180 stopni. Prawdopodobnie za bardzo się skupiłem na odpowiednim wejściu w zakręt, za późno powiedziałem Nascarowi „gee” drugi raz. Za chwilę się poprawiłem i pies skręcił w dobrym kierunku nagle o 90 stopni :) Człowiek uczy się całe życie. Jechaliśmy dalej, pomagałem niekiedy odpychając się, lecz w taki sposób, aby nie szarpać psem. Minęliśmy bez problemów jedną zawodniczkę z dwoma huskymi dotarliśmy do jedynej górki na trasie. Podbiegłem jakieś 10m i szybko wskoczyłem na hulajnogę, gdy zaczęła mi uciekać. Następnie zjazd w piasku, ostry zakręt w prawo i zostało jakieś 650m do mety. Lekkie łuki, miękkie podłoże i wpadliśmy na ostatnią prostą. Tam po prostu przykucnąłem, aby nie przeszkadzać Czarnemu. Wpadliśmy na metę uzyskując dobry czas. Podziękowałem za współpracę i poszliśmy się napić i rozchodzić. Nascar zadowolony, ja również – o to chodzi w tym sporcie :)
Przed 19 zameldowaliśmy się na Wieczorze Mushera, dobre jedzenie, miłe towarzystwo – to jest to na co się czeka tygodniami :) Zostały wręczone zaległe Puchary Polski za rok 2011. Ja również otrzymałem puchar za klasę SC1. Zobaczyłem wyniki – byliśmy z Nassim na 1 miejscu. Następnie wieczór mushera był kontynuowany w naszym noclegu :)
Kolejnego dnia, po przesunięciu czasu na letni, starty odbywały się w sumie 2 godziny wcześniej. Temperatura była podobna, lecz umiarkowany wiatr sprawiał, że było chłodniej. Dziś startowaliśmy w klasie Scooter 1 co 30 sekund, ja jako pierwszy. Po napojeniu i zmoczeniu psa byłem gotowy już na 5 minut przed moim startem. Ostatnie chwile staliśmy na linii, oczekując sygnału Go! Wyruszyliśmy na trasę. Nie popełniłem wczorajszego błędu na zakręcie o 180 stopni. Po drodze udało nam się minąć jedną osobę z canicrossu, oraz zaprzęg złożony z 3 psów na ostatniej prostej do mety. Czasowo pojechaliśmy identycznie tak samo jak wczoraj, byłem z Nascara bardzo zadowolony, spisał się na medal :)
Po startach przyszedł czas na sztafety. Wystawiliśmy 2 canicrossowe – męską w składzie ja z Nascarem, Mateusz z Luną oraz Krzyś z Kuflem i żeńską w kładzie Wiola z Schastą, Oliwia z Lilu, Jola z Krówkiem. Niestety żeńska sztafeta nie ukończyła, ponieważ Schasta odmówiła współpracy. Krzyś i Mateusz dzielnie walczyli na trasie, II zmiana przybiegła na drugim miejscu, klepnięcie i wraz z Nassim pognaliśmy na trasę starając się odrobić straty do pierwszego miejsca. Na szczęście dystans był dobry, gdyż wynosił 1500m, to pozwalało na nadrobienie straconych sekund. Po drodze minęliśmy zawodnika z Sokolika i na metę wpadliśmy jako pierwsi zwyciężając :)
Za chwilę miały odbywać się sztafety mieszane, musiałem szybko napoić Nascara i dać mu chwilę odpoczynku. Nie dostaliśmy go za dużo, po 10 minutach już wołali nas na start. Ja na pierwszej zmianie jechałem w SC1, Oliwia jako druga w BJ a Jola na końcu w SC2. Po odliczeniu wyrwaliśmy z Czarnym do przodu zostawiając w tyle innych, przez całe 1500m myślałem, że wszyscy są parę metrów za mną, lecz gdy wpadłem w strefę zmian i klepnąłem Oliwię, okazało się, że zrobiliśmy około 20 sekundową przewagę. Byłem bardzo dumny z psa, gdyż on przed chwilą biegł w canicrossie, gdzie praca jest najcięższa. Reszta zawodników w mojej zmianie jechała na wypoczętych psach. Niestety Lilu nie chciała współpracować z Oliwią i musieliśmy zrezygnować z dalszej walki. Na szczęście nasza druga klubowa sztafeta w składzie: Wiola – SC1, Krzyś – BJ i Piotrek – SC2 zajęła drugie miejsce!
Spakowaliśmy się, nakarmiliśmy psy i poszliśmy na zakończenie :)
Świetne zawody i wspaniałe towarzystwo. Mimo, że pogoda letnia to organizator stanął na wysokości zadania :) Nascar spisał się znakomicie, uzyskaliśmy pierwsze miejsce w klasie Scooter 1 :)
Niestety jeżdżąc na zawody i startując w różnorodnych sztafetach widzę, że co poniektórzy naprawdę nie dorośli do tego. Proponowałbym konkretnym zawodnikom odpuszczanie startów w sztafetach, jeśli nie potrafią panować nad sobą. Jak to się mówi ” przyrost ambicji nad treścią” :)
27 Marzec 2012
Przytkowice 2012
Fot. Anna Kawala Konik
Rok 2012 zaczęliśmy od sympatycznych zawodów na południu Polski. Gościmy tam nieprzerwanie od 2010 roku, jako kontynuacja legendarnych już wyścigów „O Złoty But”. Wyjazd w piątek odbył się z dużymi problemami technicznymi, lecz ostatecznie dotarliśmy na miejsce wieczorem. Dzięki doświadczeniu z ostatnich lat postanowiłem wybrać „najbezpieczniejszą” konkurencję dla mnie na tej trasie czyli Canicross.
W sobotę udało się nam przejść trasę, miała równe 6km po „górkach”, warunki wydawały się dobre, śnieg znajdował się prawie na całej trasie. Jeśli chodzi o przygotowanie kondycyjne to Nascar był w dobrej formie, ja trenowałem lecz jak to zazwyczaj zimą, wolno i długo a nie szybko :) Wiedziałem, że już po pierwszym dniu odczuję nogi.
Startowałem dosyć późno, po 150m zaczynał się ostry podbieg, ciągnął się do pierwszego kilometra. Minąłem 3 zawodników startujących przede mną, potem było z górki, trzeba było uważać gdyż w niektórych miejscach pod śniegiem leżały zdradzieckie kamienie. Następnie kolejny ostry i długi podbieg, który weryfikował siłę zespołów :) Na szczęście pokonaliśmy go z Czarnym sprawnie. Zakręt w lewo i zaczynały się zbiegi z dosyć trudnymi technicznie zakrętami. Nawierzchnia zmieniła się bardzo od naszej wędrówki przed rozpoczęciem, zaprzęgi rozjeździły śnieg i właściwie biegaliśmy po śliskim błocie. Było kilka momentów w którym bałem się, śliskie błoto plus duża prędkość, ostre zakręty i czasami drzewa. Udało mi się nie zaliczyć wywrotki, choć raz było naprawdę blisko. W tym roku został dodany ciekawy moment na trasie, przebiegało się po dosyć niskim mostku. Nascar nawet nie zwrócił uwagi, że ma parę centymetrów pod sobą płynącą rzekę. Ostatnie 2km wiodły po polu. Minęliśmy po drodze 3 rowerzystów i jeden zaprzęg. Na metę wpadliśmy zmęczeni i zadowoleni :)
Czas był dobry, jak na takie warunki w tym okresie przygotowania do sezonu to było nawet bardzo dobrze. Muszę dodać, że była to moja najdłuższa trasa jaką biegłem w Canicrossie z Nascarem. Uzyskaliśmy najlepszy czas zawodów ;))
Oczywiście na tych zawodach jak zawsze liczy się również wspaniałe towarzystwo :) Wieczór Mushera nie zawiódł oczekiwań zawodników.
Rankiem następnego dnia już czułem „twardość nóg”, wiedziałem, że dziś nie będzie już tak dobrze. Rozgrzewka była o wiele cięższa niż poprzedniego dnia. Nogi nie chciały się ruszać tak szybko, czego nie mogę powiedzieć o psie. Nascarowi było mało :)
Pogoda nie zachęcała do niczego, ale na tych zawodach nie ma miejsca na słabości. Wyruszyliśmy na trasę jako pierwsi w swojej klasie. Biegło się ciężej, ale nie tylko ze względu na zmęczenie, lecz warunki, które pogorszyły się od wczoraj. Mokry śnieg, jeszcze więcej śliskiego błota zaowocowały moimi 2 upadkami. Na ostatnich 2 km na polu zaczęło padać coś, jak się domyślam lekki deszcz plus silny wiatr. Szczerze nie widziałem za dużo :) Ale dotrwaliśmy do mety mijając po drodze rowerzystę. Po tym drugim dniu byliśmy już zmęczeni, czas tak jak przewidywałem pogorszyliśmy, lecz ponownie był najlepszy.
Piesek zregenerował się szybko, chociaż była to dla niego ciężka praca. Trasa jak już wspomniałem jest sławna, myślę, że każdy kto ukończy, szczególnie z kłapouchem może nazwać się twardym :) Myślę, że w Polsce jest najtrudniejsza, naprawdę jest to walka z własnymi słabościami. Nie bez powodu zawody te dostały tytuł „Ironmush”.
Wygraliśmy po raz 2 Złotego buta, oraz dostaliśmy nagrodę dla najszybszego zawodnika :) Nascar jak to on, spisał się doskonale, współpraca dobrze się nam ułożyła.
Dziękuję za wspaniałe zawody oraz mile spędzony weekend. Jest to pewne, że będziemy tu przyjeżdżać w następnych latach :)
11 Luty 2012
W sobotę udało się nam przejść trasę, miała równe 6km po „górkach”, warunki wydawały się dobre, śnieg znajdował się prawie na całej trasie. Jeśli chodzi o przygotowanie kondycyjne to Nascar był w dobrej formie, ja trenowałem lecz jak to zazwyczaj zimą, wolno i długo a nie szybko :) Wiedziałem, że już po pierwszym dniu odczuję nogi.
Startowałem dosyć późno, po 150m zaczynał się ostry podbieg, ciągnął się do pierwszego kilometra. Minąłem 3 zawodników startujących przede mną, potem było z górki, trzeba było uważać gdyż w niektórych miejscach pod śniegiem leżały zdradzieckie kamienie. Następnie kolejny ostry i długi podbieg, który weryfikował siłę zespołów :) Na szczęście pokonaliśmy go z Czarnym sprawnie. Zakręt w lewo i zaczynały się zbiegi z dosyć trudnymi technicznie zakrętami. Nawierzchnia zmieniła się bardzo od naszej wędrówki przed rozpoczęciem, zaprzęgi rozjeździły śnieg i właściwie biegaliśmy po śliskim błocie. Było kilka momentów w którym bałem się, śliskie błoto plus duża prędkość, ostre zakręty i czasami drzewa. Udało mi się nie zaliczyć wywrotki, choć raz było naprawdę blisko. W tym roku został dodany ciekawy moment na trasie, przebiegało się po dosyć niskim mostku. Nascar nawet nie zwrócił uwagi, że ma parę centymetrów pod sobą płynącą rzekę. Ostatnie 2km wiodły po polu. Minęliśmy po drodze 3 rowerzystów i jeden zaprzęg. Na metę wpadliśmy zmęczeni i zadowoleni :)
Czas był dobry, jak na takie warunki w tym okresie przygotowania do sezonu to było nawet bardzo dobrze. Muszę dodać, że była to moja najdłuższa trasa jaką biegłem w Canicrossie z Nascarem. Uzyskaliśmy najlepszy czas zawodów ;))
Oczywiście na tych zawodach jak zawsze liczy się również wspaniałe towarzystwo :) Wieczór Mushera nie zawiódł oczekiwań zawodników.
Rankiem następnego dnia już czułem „twardość nóg”, wiedziałem, że dziś nie będzie już tak dobrze. Rozgrzewka była o wiele cięższa niż poprzedniego dnia. Nogi nie chciały się ruszać tak szybko, czego nie mogę powiedzieć o psie. Nascarowi było mało :)
Pogoda nie zachęcała do niczego, ale na tych zawodach nie ma miejsca na słabości. Wyruszyliśmy na trasę jako pierwsi w swojej klasie. Biegło się ciężej, ale nie tylko ze względu na zmęczenie, lecz warunki, które pogorszyły się od wczoraj. Mokry śnieg, jeszcze więcej śliskiego błota zaowocowały moimi 2 upadkami. Na ostatnich 2 km na polu zaczęło padać coś, jak się domyślam lekki deszcz plus silny wiatr. Szczerze nie widziałem za dużo :) Ale dotrwaliśmy do mety mijając po drodze rowerzystę. Po tym drugim dniu byliśmy już zmęczeni, czas tak jak przewidywałem pogorszyliśmy, lecz ponownie był najlepszy.
Piesek zregenerował się szybko, chociaż była to dla niego ciężka praca. Trasa jak już wspomniałem jest sławna, myślę, że każdy kto ukończy, szczególnie z kłapouchem może nazwać się twardym :) Myślę, że w Polsce jest najtrudniejsza, naprawdę jest to walka z własnymi słabościami. Nie bez powodu zawody te dostały tytuł „Ironmush”.
Wygraliśmy po raz 2 Złotego buta, oraz dostaliśmy nagrodę dla najszybszego zawodnika :) Nascar jak to on, spisał się doskonale, współpraca dobrze się nam ułożyła.
Dziękuję za wspaniałe zawody oraz mile spędzony weekend. Jest to pewne, że będziemy tu przyjeżdżać w następnych latach :)
11 Luty 2012